Panu Janowi Wójcikowi
świt wysłał umyślnych w pierwsze lasu drzewa mgła ścieżki przeciera kropla rosy na chwilkę otworzyła wielkie oko spłonęła rumieńcem obróciła się na drugi bok śni następną bajkę wachlarze paproci kłębuszek ciemności rozpięta pajęczyna przed śniadaniem małe polowanie listek-lotniarz zamierza wylądować pośrodku polany koło muchomora gaśnie jutrzenka promień gwiazdy uderza w liliowy dzwon srebrny ton budzi kwiaty zwierzęta i ptaki trafia w zieloną koronę olbrzyma sięga pasa gdzie potężny miecz zagrał diamentem śmiałek skarcony wzrokiem pada do jego stóp grzeje słychać cykady kukułka liczy jak najęta nabożeństwo potęga spokój wszystko powolutku mija – przemija stoi jak król lasu dąb