Indie


Wojaże Żółtowskich

Samolotem z Warszawy przez Moskwę dolecieliśmy do Delhi w późnych godzinach nocnych.

Po odprawie celnej ku naszemu ogromnemu zdziwieniu wycieczkę przywitał organizator Jahangir Mangalia w stroju narodowym, ze swoją ekipą, która przez okres całego pobytu w Indiach (od 4 do 15 marca 2007) opiekowała się nami. Jahangir 33-letni lekarz, który ukończył studia medyczne w Polsce, zrobił na nas bardzo dobre wrażenie. Przystojny o ciemnej karnacji i miłej powierzchowności, dowcipny, bardzo dobrze mówiący po polsku.

Założono nam na szyję pachnące wianki z czerwonych róż oraz namalowano na czole czerwone kropki. Klimatyzowanym autokarem dojechaliśmy do luksusowego hotelu. W autokarze otrzymaliśmy koperty z pięćdziesięcioma rupiami przeznaczonymi dla boyów hotelowych za wniesienie bagaży (w Indiach nigdy nie dźwigałem bagażu).

Po krótkim odpoczynku i dość oryginalnym hinduskim śniadaniu wyruszyliśmy zwiedzać Delhi i okolice. Autokar obsługiwany był przez dwóch kierowców oraz dwóch „krawaciarzy”, którzy mieli za zadanie częstowanie nas whisky, piwem i wodą. Wszystkie napoje były doskonale schłodzone. Temperatura w Delhi 30°C. Jahangir w autokarze oraz przez cały pobyt (oprócz zwiedzania zabytkowych miejsc) opowiadał nam o historii, religiach, zwyczajach i obyczajach panujących w Indiach.

Zwiedzamy pałac prezydencki i premiera, podążamy drogą królewską. Zwiedzamy miejsce kremacji i mauzoleum Mahatmy Gandhiego oraz świątynię sikhijską Gurudwara, meczet Dżama Maszid i minaret. Wszystkie te obiekty oglądamy chodząc boso. W starym Delhi obowiązkowa jazda rikszami. Ulica szeroka, zatłoczona, hałaśliwa, pokrzykiwania rikszarzy, chodzące i leżące święte krowy, które są najważniejsze. Przy wymijaniu obowiązkowe użycie klaksonu. W Delhi jest między innymi świątynia zbudowana z białego marmuru w kształcie kwiatu lotosu, która miała być świątynią łączącą wszystkie religie świata.

Agra - Taj Mahal
Agra – Taj Mahal
Opuszczone miasto Fatehpur Sikri
Opuszczone miasto Fatehpur Sikri

Po obiadokolacji i integracyjnym spotkaniu przy basenie oraz nocnym odpoczynku rano wyruszamy do Agry, zwiedzać zaliczany do siódmego cudu świata Taj Mahal. Mauzoleum z białego marmuru budowane ponad dwadzieścia dwa lata. Jest to urzekający pomnik miłości dla żony Szahdżahana – Mumtaz Mahal, która zmarła przy porodzie czternastego dziecka. Obok mauzoleum zwiedzamy Czerwony Fort, przez lata służący jako koszary.

Po pobycie w Agrze jedziemy do Jaipuru. Po drodze zwiedzamy Fatehpur Sikri (wymarłe miasto wielkich mogołów), które zostało wybudowane przez Akbara Wielkiego. Miasto nie przetrwało z powodu braku wody. Tutaj zwiedzamy niewiarygodnie wielki meczet Iama Masjid (konieczne okrycie głowy, ramion i boso). Zawiązujemy (modlitwa) czerwoną nitkę za pomyślność i szczęście na ażurowym oknie z marmuru.

Następnie zwiedzamy obserwatorium astronomiczne Dżantar Mantar z 1700 roku władcy Dżaj Singha II z największym na świecie zegarem słonecznym (dokładność do dwóch sekund).

Zauroczył nas Pałac Wiatrów z czerwonego piaskowca. Tutaj po raz pierwszy widzimy zaklinaczy węży, kobry sennie unoszą głowy na dźwięk fletu. Jak nam powiedział Jahangir, mają one usunięte zęby jadowe, dlatego pokusiłem się pogłaskać niejadowitą bestię by pochwalić się teraz tym „bohaterskim” wyczynem.

Jaipur to niewielkie jak na Indie 3-milionowe miasto, w którym przebywamy przez trzy dni. Tutaj w hotelu mogliśmy oddać swoją garderobę do prania. Po kilku godzinach oddano ją nam wypraną i wyprasowaną.

Kolejnym etapem podróży jest Mathura, miejsce narodzin Harry Kriszny. Miasto bardzo biedne, a na chodnikach i gzymsach domów pełno wrzeszczących małp. Miasto leży nad świętą rzeką, po której mamy spływ łódkami. Do tej rzeki rozsypywane są prochy zmarłych.

W Bikanerze przed hotelem ustawione w szpalerze czekały na nas pięknie udekorowane słonie, na których (po wejściu na grzbiet po drabinkach) wyruszyliśmy na wycieczkę. Zanim wdrapaliśmy się na słonie każdemu z nas słoń trąbą zawieszał wianek z kwiatów na szyję. Mnie słoń nie chciał założyć wianka, gdyż na głowie miałem czapkę, ale po jej zdjęciu zostałem jednak udekorowany.

W Bikanerze zostajemy przyjęci w prywatnym domu rodziców Jahangira oraz w domu jego siostry, której mężem jest lekarz. Poczęstowano nas smakołykami hinduskimi i bardzo smaczną herbatą z mlekiem i kardamonem. Zwiedzamy wytwórnię jedwabnych dywanów. Kto chciał, mógł zrobić zakupy. W sklepie z wyrobami jedwabnymi panie kupowały sari, szale, a ja bardzo skromnie tylko jedwabny krawat. Kto miał pieniądze i ochotę, mógł na miarę kupić garnitur.

Pod Bikanerem zwiedzamy stadninę wielbłądów. Degustujemy mleko i przetwory wielbłądzie. Spróbowałem lodów – bardzo mi smakowały.

Następnego dnia wyruszamy na pustynię na wielbłądach. Wsiadanie i ruszanie było ryzykowne. Na pustyni podczas popasu grała nam „orkiestra” i ku naszemu zdziwieniu grajkowie zagrali polską melodię „Szła dzieweczka do laseczka”. Krawaciarze polewali nam trunki, dzięki czemu pomimo burzy z piorunami powrót w strugach deszczu był całkiem przyjemny.

Następnego dnia Jahangir każdemu wręczył tubylczą gazetę ze zdjęciami z naszej wyprawy na pustynię z dość pokaźnym opisem wycieczki z listą uczestników. Ja nazywam się tam ZLTOWSKI M.

W Bikanerze na bryczkach zwiedzamy hacele – są to opuszczone przez bogaczy domostwa-pałace z czasów prosperity handlu jedwabiem. Najbardziej oryginalną i dla niektórych odrażającą ciekawostką jest wizyta w świątyni szczurów – my obowiązkowo boso. Widzimy mnóstwo „świętych” leniwie poruszających się szczurów. Według hinduskiej legendy są to ich potomkowie wcieleni w gryzonie do których się modlą.

W Mandawie mieszkamy w zespole pałacowym przerobionym na hotel. W jednym z hoteli zostaliśmy zaproszeni na dwa wesela. Była to dla nas bardzo oryginalna uroczystość bogatych tubylców. Część uroczystości oglądaliśmy na telebimach. Uczestnicy naszej wycieczki złożyli życzenia nowożeńcom. Panna młoda ubrana była w czerwone sari i obwieszona mnóstwem biżuterii. Pan młody w turbanie w uroczystym białym stroju. Na ślub pan młody przyjechał na białym koniu.

Jahangir zafundował nam także seans w kinie. Dla Hindusów kino jest jak świątynia i przychodzą tu całymi rodzinami. Poczekalnia urządzona jest z przepychem; dywany, kwiaty, żyrandole, rzeźby i malowidła na ścianach. Film trwał trzy godziny, był zrozumiały dla nas.

Indie są krajem kastowym, brak ewidencji ludności, nie ma obowiązku uczęszczania do szkoły. Mnóstwo żebrzących i handlujących dzieci. Wielorodność religii. Głównymi bóstwami są: Kriszna, Wisznu i Sziwa. Indie podzielone są na stany. My zwiedzaliśmy Radżasthan w północnych Indiach. Wyżywienie głównie wegetariańskie. Na śniadanie i obiadokolacje obowiązkowo stół szwedzki z indyjskimi potrawami. Przez 12 dni na śniadanie jadłem tylko omlety. Inne potrawy mi nie smakowały.

Mieczysław Żółtowski ze Szczecina

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *