Pchła na obczyźnie czyli w Londynie

Ludzie dzielą się tutaj na trzy kategorie:

– na tych , którzy przechodzą i udają, że nic się nie dzieje pomiędzy ramą ich twarzy z lewej i z prawej strony. Udają, że mają nieruchome gałki oczne. A jak przebierają nóżkami – wściekli na ten sam gatunek ich blokujący. Mam ochotę machać rękami i krzyczeć: „Jestem tutaj, jestem!!! Popatrz na mnie!” i oczywiście nigdy tego nie robię. Jestem niewidzialna;

– na tych, którzy idą szybko razem z innymi, ale ich gałki oczne niespodziewanie się poruszają popatrzą w lewo i widzą, napotykają moją postać i ze strachem w oczach, udając że to nie oni, że nic nie widzieli, nie słyszeli: „Nie ma Cię tu! Nie ma!” To żenujące. Staram się tego nie okazywać. To nic, że czuję się jak zbrodniarz: „Przecież nic nie zrobiłam! Jestem niewinna!” krzyczę w sobie, uśmiechnięta;

– i wreszcie na tych, którzy podchodzą, miło popatrzą, zagadną, nie brzydzą się i wtedy moje myśli: „Może nie jest aż tak źle, w sumie… tragizuję jak zwykle. Doświadczenia ostatnich minut nie istnieją. Ech…”.

Koszmar się skończył. Do następnej niedzieli.

Nigdy nie wiem, jak stać poprawnie. Gdzie dać ręce. Czy z przodu złożone? Wtedy wyglądam, jakbym się modliła. Czy może z tylu? Wtedy jak służbista, żołnierz, sztywny palant. Nie mogę się zdecydować, przekładam je z tylu do przodu. Chciałabym, żeby mi ktoś kiedyś powiedział, pomógł.

Pchle nawyki chyba nigdy mnie nie opuszczą. Nie nadaję się do tej roli. Wystarczy nieżyczliwe spojrzenie – kurczę się, nagle się kurczę, nie ma mnie. Czy ktoś ma czapkę niewidkę? „Przepraszam, czy ktoś z Państwa ma czapkę niewidkę? To dla mnie, tak” – „Głupia jesteś! Przecież i tak nikt Cię nie widzi – po co Ci czapka?” A! to Ten, który przed chwilą podawał mi dłoń na znak pokoju – bleh…

„Do domu. Jedziemy!” – on zawsze mnie pospiesza, jakby było mi to potrzebne po doświadczeniach ostatnich minut. Nic nie mówię. Spieszę się. Nie zdążam z nikim zamienić słowa. Jestem w samochodzie. „Wreszcie” – mówi on.

„Wreszcie” – myśli pchła. Do domu utopić się w winie i pomyśleć o pracy.

Malwina Żywiecka z domu Żółtowska

Londyn

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *