Związek Rodu Żółtowskich – dwudziestolecie istnienia

Już od dwudziestu lat spotykamy się, my Żółtowscy, w okolicach Bożego Ciała. Co roku zjazd odbywa się w innym zakątku Polski po to, by poznać lepiej naszą Ojczyznę.

Pochodzimy z różnych środowisk, reprezentujemy najróżniejsze poglądy polityczne, etyczne i moralne. Mamy różne poczucie estetyki, lubimy różne gatunki muzyki, różne gatunki literackie, różne style w malarstwie, architekturze czy sztuce albo… nie lubimy żadnej z tych dziedzin. Nasza proweniencja jest też zróżnicowana.

Co nas więc łączy? Samo nazwisko nie wystarczy.

Spotykamy się tu tyle lat – zaryzykuję to twierdzenie – w dużej mierze dzięki Michałowi Żółtowskiemu z Czacza (Lasek). Michał zmarł, ale pozostawił nam pewien wzorzec myślenia i działania. Wszyscy wiemy, że był Człowiekiem wyjątkowym. To On wyraził zgodę na reaktywowanie przedwojennego Związku Rodu Żółtowskich w innej formule. Dawny związek skupiał rodzinę, miał za zadanie wzajemne wsparcie (również ekonomiczne) i prowadził działania charytatywne, np. stypendia na studia do seminarium do Rzymu dla przyszłych księży. Był elitarny.

Michał był arystokratą w każdym calu, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Wiemy to wszyscy. Każdy z nas zetknął się z ludźmi podobnego pochodzenia. I bywało różnie. Czasem nawet nieprzyjemnie. Nawet tu w Związku pamiętamy takie wydarzenia. Natomiast Michał był nie tylko arystokratą krwi, Michał Żółtowski był arystokratą ducha*.

Oczywiście nie pokuszę się o pełną charakterystykę Michała, przypomnę tylko to, co wszyscy widzieliśmy. Głęboko wierzący, z wielką delikatnością odnosił się do osób słabszych, nieporadnych (pracował tyle lat w Laskach), proszących o pomoc. Wielokrotnie pomagał. Ale nie było takiej osoby, która namówiłaby go do czegoś, czego by nie chciał – umiejętnie odmawiał. Kochał malarstwo ( sam malował), literaturę i dużo się modlił. Miał niezłomne zasady.

Dlaczego tak wiele o Michale?

Ponieważ to On zaprosił nas do związku arystokratów ducha, do naśladowania. I jest to najbardziej demokratyczny Związek Rodu. Każdy może do niego należeć i każdy może być liderem.

Co to znaczy?

Dla nas wierzących to jest naśladowanie, podążanie za Jezusem Chrystusem – życie według norm i zasad chrześcijańskich. Cicho, rzetelnie, bez hałasu i fanfaronady, ale często z odwagą – znów porównanie, wybaczcie, jak Michał z Lasek.

Dla ludzi niewierzących wyznacznikiem są zasady moralne; dla osób innych wyznań – ich Bóg.

I tylko dążenie do arystokracji ducha może jednoczyć, mam nadzieję, że dalej jednoczy obecny Związek Rodu Żółtowskich. Inne formuły jednoczące spaliły na panewce. To „podnoszenie kwalifikacji moralnej” – jak pisał Jan Żółtowski (ojciec Michała) – jest wciąż naszym zadaniem.

Pokazywanie piękna przyrody, nabywanie wiedzy poprzez wykłady, zwiedzanie muzeów, zabytków, czyli kultura wyższa, jest też bardzo ważne, ale to nie jednoczy. Nie rodzi wzajemnych relacji. W końcu każda wycieczka ma na celu zdobywanie wiedzy.

Czy jest nam łatwo? Oczywiście nie.

Ale popatrzmy na naszą wystawę obejmującą dwadzieścia lat istnienia Związku. Ile krajów zwiedziliśmy, ilu ważnych ludzi spotkaliśmy, nawet tak wielkich, jak Jan Paweł II. Ile pięknych zakątków Polski zobaczyliśmy, ile radości, ile przyjaźni. Ile wzajemnego Dobra…

W tym miejscu warto przypomnieć tych, którzy odeszli i grzeją się w słońcu Pana Boga – Michał z Lasek, Zbigniew ze Skierniewic, mały Michał z Łodzi, bez których tego związku by nie było.

Są osoby wyjątkowo ważne i dziś – Andrzej ze Słonecznej (Milanowa, współtwórca Związku), Rafał Maria z Korycina – wieloletni prezesi. Od nich to zależy kierunek rozwoju naszej organizacji.

Są też osoby, które od lat poświęcają dla Związku wiele godzin bezinteresownej pracy – wieczni skarbnicy Jarosław z Basią ze Skierniewic, Elżbieta i Wacław z Łodzi, Natalia ze Skierniewic i inni.

Wiem dobrze, ile wysiłku kosztuje przygotowanie „Kwartalników” – wyrazy uznania (ponieważ przez pierwsze dziesięć lat ten „Kwartalnik” tworzyłam) dla Bożeny z Żółtowskich Lipińskiej i Macieja Żółtowskiego, trzymającego pieczę nad elektroniczną jego wersją oraz korespondencją z pismem. Powinien być on wielką dumą Żółtowskich, ponieważ tylko Związek Rodu Żółtowskich, jako jedyny ma ukazujący się przez dwadzieścia lat kwartalnik/półrocznik.

Dziękujemy Elu, że przez lata mimo pracy naukowej i dydaktycznej znajdujesz czas na współtworzenie z Wacławem Genealogii, którą zapoczątkował Wasz zmarły syn. I jedna drobna prywata – dzięki Elu, że gdy po dziesięciu latach mojej nieobecności na zjazdach, kiedy przez sześć godzin Warszawa-Łódź internetowo ustalałyśmy podpisy pod fotografie na wystawę naszego dwudziestolecia, poczułam się jak nastolatka, bo parłyśmy do przodu z wielką pasją, aby tylko zdążyć ze zrobieniem podpisów do zdjęć.

I te sesje wybierania fotografii (było ich ponad 250) z Bożeną Lipińską… Przecież tylko po to, aby kilkudziesięciu osobom sprawić radość.

Z prawdziwą przyjemnością patrzyliśmy na reakcje Żółtowskich: zdziwienie młodych, że byli kiedyś tacy mali, a tu na zjeździe ze swoimi „połówkami”, a często i z dziećmi, śmiech starszych, radość wszystkich. To więcej niż pieniądze…

Myślę, że teraz można lepiej rozumieć zaproszenie Michała do czytania św. Tomasza a Kempis, chyba to pamiętamy. A postawionej tezy nie musiałam udowadniać, ponieważ wszyscy ją już dawno rozpoznali i uznali. Sądząc po brawach, jakie dostałam od Was po wygłoszeniu tych słów na XX Zjeździe Związku Rodu Żółtowskich, to przypomnienie spotkało się z aprobatą.

Dziękuję Wszystkim.

Bożenna Wanda Żółtowska

PS. Mam nadzieję, że odtworzyłam, przynajmniej w jakimś stopniu, treść mojego przemówienia, ponieważ miałam go tylko w pamięci i mogą być różnice, ale też słowo mówione to co innego niż pisane.


* Na spotkaniu w rok po śmierci Michała prezes Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach, wieloletni przyjaciel Władysław Gołąb potwierdził te słowa całym sercem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *