Wspomnienie o Janie – ojcu Wacława Krzysztofa Żółtowskiego z Łodzi

To było zaledwie wczoraj,
tak niedawno pożegnanie Elżbiety!
Minął krótki czas i nie ma wśród nas Wacława Krzysztofa.
Zdarzyło się to tak szybko, nieoczekiwanie.
Straciłam siostrę i brata – smutek i żal!
Przestały bić dwa dobre serca.

Wreszcie otrzymano z Watykanu długo oczekiwaną dyspensę, udzieloną przez samego papieża, i rozpoczęły się gorączkowe przygotowania do ślubu i wesela.  Dyspensa była konieczna z uwagi na to, że narzeczeni byli blisko spokrewnieni – mieli wspólnego dziadka.

Panna dwojga imion Walentyna Kazimiera była córką właściciela ziemskiego. Drobna blondynka na podstawie zdjęcia ślubnego robi wrażenie osoby zalęknionej, speszonej, ale to tylko pozory. Fotografia odbiega od rzeczywistości, nie oddaje charakteru osoby. W pamięci mojej jawi się ona jako osoba energiczna w bryczesach i do tego ze szpicrutą  w ręku i w oficerkach.

image001Pan młody Jan – absolwent szkoły technicznej i Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu, w randze podporucznika 20. Pułku Ułanów. Elegancki, dystyngowany. Tworzą wyrazistą, piękną parę.

Gdy narzeczeni jechali karetą do kościoła, rozszalała się burza z błyskawicami i ulewą, nawałnica towarzyszyła im przez całą drogę.

W karecie była też mała dziewczynka Anna, bratanica narzeczonego. Nie odczuwała lęku, nie bała się burzy, był przy niej jej ukochany stryj Jan Żółtowski.

 W rozświetlonym kościele czekała na nich rodzina, zaproszeni goście. Rozpoczęła się ceremonia ślubna. Nieprawdopodobnie długi i szeroki welon, zwiewny jak mgiełka podtrzymywały bratanice pana młodego: Bronisława, Wanda, Irena, Anna Żółtowskie oraz mały chłopiec, prawdopodobnie ze strony panny młodej. Gdy państwo młodzi dochodzili do ołtarza zdarzyło się coś dziwnego. Na ołtarzu stały dwie duże świece, w pewnym momencie z niewiadomej przyczyny nagle jedna zgasła. Była to świeca pana młodego. Zgromadzeni wydali jęk przerażenia, uważając to za złą przepowiednię.

Wesele było huczne, bardzo wystawne, miało bogata oprawę. Brat pana młodego Julian Żółtowski sprowadził z Poznania dwie orkiestry oraz mistrza kucharskiego. Goście raczyli się wykwintnymi potrawami, orkiestry grały na zmianę. Wesele trwało dwa tygodnie.

A było to 24 sierpnia 1938 r. Nikt z obecnych nie przeczuwał, że za rok rozpęta się  druga wojna światowa, najkrwawsza, najokrutniejsza ze wszystkich wojen, a świat, w którym żyją w dobrobycie, zginie bezpowrotnie. Nawet panna młoda Walentyna Kazimiera nie oczekiwała takiej przyszłości, gdy nieroztropnie i lekkomyślnie zrzekła się praw do posagu, mówiąc: „Jan ożenił się ze mną z miłości, a nie dla pieniędzy”.

Po uroczystościach weselnych młode małżeństwo wyjechało do Tarnowa, gdzie Jan podejmuje pracę w dyrekcji PKP.

Zostaje ranny w czasie bombardowania dworca kolejowego w 1939 r.  Pod koniec 1939 r. 26 listopada przychodzi na świat pierwsze dziecko Władysław Marian, lecz po miesiącu umiera. 19 stycznia 1941 r. urodził się drugi syn Wacław Krzysztof.

Z początkiem października 1941 r. Jan zostaje aresztowany przez gestapo. Przy próbie ucieczki zostaje ciężko ranny, jednakże udaje mu się ukryć w rowie melioracyjnym, w którym przeleżał parę godzin. Jeszcze żył, gdy jacyś ludzie przynieśli go do domu.

Julian jego brat opiekował się Janem w dzień i w nocy, aż do ostatnich jego dni. Pomimo wysiłków lekarza i najbliższych 27 października 1941 r. Jan zmarł w ramionach brata.  Pozostała wdowa z synkiem Wacławem Krzysztofem, który w chwili śmierci ojca miał zaledwie dziewięć miesięcy.

Przez okres okupacji  niemieckiej Julian Żółtowski otaczał opieką wdowę i jej synka, wysyłając co miesiąc określoną kwotę pieniędzy potrzebną do przeżycia oraz paczki z żywnością i witaminami, które nie były powszechnie dostępne, lecz tylko na „czarnym rynku”.

Na prośbę Juliana teść jego Władysław Jan Barański artysta malarz wykonał portret zmarłego Jana, umieszczając dedykację na odwrocie portretu: „Moim dzieciom Zofii i Julianowi Żółtowskim – Ojciec”.

Żoną artysty była pasierbica Józefa Benedykta Żółtowskiego Maria Weber.

Jak sięgam pamięcią, w każdy Dzień Zaduszny ojciec mój Julian zamykał się w swoim pokoju, zapalał świece przed portretem swego brata Jana i przez długie godziny modlił się w intencji zmarłego i swoich rodziców.

Dla informacji:  obrazy i rzeźby autorstwa Władysława Jana Barańskiego znajdują się w klasztorze na Jasnej Górze oraz w wielu kościołach na terenie Polski.

ANNA NOWOTNA-LASKUS z domu  Żółtowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *