„ W kroplach dni powszednich,
tak samo jak i w morzu,
całe niebo można zobaczyć.”
Maria Dąbrowska
Tutaj nas jeszcze nie było!
XXVII Zjazd Związku Rodu Żółtowskich odbył się w dniach 30 maja – 3 czerwca 2018 roku. Zjechaliśmy z całej Polski, a także Szwajcarii i USA na przepiękne tereny Wyżyny Krakowsko – Częstochowskiej. Naszą bazą wypadową do zwiedzenia tej niezwykłej krainy były Podlesice, położone u stóp Góry Zborów, największego wzniesienia w okolicy ( 467 m n.p.m. ), z wierzchołka którego rozciągał się zapierający dech w piersiach widok.
Jura Krakowsko – Częstochowska to jeden z najbardziej malowniczych regionów naszego kraju. Rozciąga się na długości około 160 km od Częstochowy do Krakowa. Ponieważ budujące ją skały wapienne powstały w większości w środkowym okresie ery mezozoicznej, stąd , zwyczajowa nazwa, Jura, używana zamiennie do Wyżyny Krakowsko – Częstochowskiej. Malowniczy krajobraz tego regionu tworzą wręcz bajkowe formy wapiennych ostańców, głębokie doliny, przepiękne wzgórza i dziesiątki jaskiń. Naturalny krajobraz uzupełniają dzieła ludzkich rąk – tajemnicze warownie zwane Orlimi Gniazdami – zamki i strażnice, które budowane były na szczytach wzgórz w różnych okresach naszej historii, a służyły obronie terenów przygranicznych. Do dziś zachowały się one w postaci ruin, niektóre zostały odtworzone i pieczołowicie odbudowane, i obok naturalnych tworów przyrody, stanowią niewątpliwie największą atrakcję turystyczną Jury. Piękno jurajskiego krajobrazu i występowanie tu wielu rzadkich gatunków roślin i zwierząt sprawiły, że niemal cały obszar został włączony do parków krajobrazowych, a nad najcenniejszym przyrodniczo fragmentem Doliny Prądnika ustanowiono ścisłą ochronę Ojcowskiego Parku Narodowego.
W tak pięknych okolicznościach przyrody, o których jeszcze będę pisać wielokrotnie odbyło się nasze kolejne spotkanie. Do „ Zajazdu Jurajskiego”, wraz z moją przyjaciółką Elą dotarłyśmy późnym wieczorem w środę. Po powitaniach z przybyłymi wcześniej Żółtowskimi dołączyłyśmy do „grupy dyskusyjnej”, która organizowała się w każdej wolnej chwili na patio zajmowanej przez nas części ośrodka.
Wczesnym czwartkowym rankiem budzi nas ptasi chór, nad którym góruje wyraziste: du, du du; du, du, du. Pierwszy raz w życiu słyszę, i widzę, dudka. I dopiero teraz wiem, skąd wywodzi się jego nazwa. Odgłosy ptaków w pobliskim lesie to istne Tuwimowskie „ptasie radijo”.
W kościele w pobliskich Kroczycach uczestniczymy we mszy i procesji Bożego Ciała. Szczególnie podniosły nastrój uroczystościom dawała gra orkiestry strażackiej, do której dopasował się Wiesław Żółtowski w paradnym mundurze strażaka OSP Limanowa.
Po południu zebranie zarządu, na którym dyskutowano o ważnych dla dalszego funkcjonowania związku sprawach. Padło kilka interesujących i nowatorskich propozycji w ewentualnym tworzeniu nowych działalności związku.
Po zebraniu – niespodzianka. Basia Merkel z Wrocławia obchodzi okrągły jubileusz urodzin. Bliscy postanowili uhonorować Jej święto w sposób szczególny. Był tort, różne inne słodkości, szampany oraz mnóstwo szczerych życzeń.
Droga Basiu, jeszcze raz przyjmij od całego Związku Rodu Żółtowskich najserdeczniejsze życzenia długich lat życia w zdrowiu i szczęściu.
Miło nam było wspólnie, rodzinnie uczestniczyć w Twoim jubileuszu.
Wieczór czwartkowy przeznaczony jest, już tradycyjnie, na spotkania, rozmowy, zwierzenia, et cetera. J chociaż rozchodzimy się do pokojów w późnych godzinach nocnych, to rano wszyscy stawiają się gotowi do udziału w wycieczce.
Kiedyś, ktoś bardzo mądry powiedział, że podróże to jedyna rzecz, na którą wydajemy pieniądze, a stajemy się bogatsi.
Tak było i tym razem. Tradycyjna piątkowa wycieczka dostarczyła nam wielu wrażeń. Wspólnie z Panem Jerzym Górką – przewodnikiem jurajskim udało się ustalić trasę wyprawy – ciekawą i niezbyt forsowną. Większość z nas ubrała żółte koszulki, wyróżniające nas spośród tłumu innych turystów.
Jadąc autokarem pan Jerzy zajmująco opowiada o mijanej okolicy. Ojców to miejscowość nazwana na cześć ojca Kazimierza Wielkiego – Władysława Łokietka, Ojcowski Park Narodowy został utworzony jako szósty z kolei, jest najmniejszy, jak już wspominałam, ale niezwykle ciekawy i jedyny, do którego wchodzi się bez opłat. Podziwiać tutaj można około 1200 gatunków owadów, 80 gatunków drzew oraz większość występujących w Polsce nietoperzy. Tego mrocznego mieszkańca, licznych na tym obszarze jaskiń, odnajdujemy w logo Ojcowskiego Parku Narodowego. Teren bardzo ciekawy hydrologicznie. Tutaj swoje źródła mają: Warta, dopływ Odry oraz Pilica i Przemsza, dopływy Wisły. Pogoda dopisuje, można wyruszać na szlak!
Rozpoczynamy od zamku, wznoszącego się na skalnym urwisku, do którego wiodą schody z parkingu u podnóża góry. Tuż przy murach zwracamy uwagę na skałę o charakterystycznym kształcie i słuchamy opowieści przewodnika: Zakochaną w młodym giermku Dorotę wbrew jej woli wydano za mąż za starego Piotra Szafrańca, właściciela zamku. Młodzieniec postanowił wtedy wykraść ukochaną z mężowskiego domu. Oboje słono za to zapłacili, giermka rozszarpano końmi, Dorotę zamknięto w wieży i skazano na śmierć głodową. Żyła jeszcze czas jakiś, bo wierny pies przynosił jej pożywienie. To jedna z legend objaśniająca nazwę zamku – Pieskowa Skała. Dużo by pisać o dziejach warowni. Były niezwykle burzliwe, zmieniali się właściciele oraz style architektoniczne każdej kolejnej przebudowy. Obecnie jest to najlepiej zachowana budowla na tak zwanym Szlaku Orlich Gniazd. Spacerkiem udajemy się w pobliże, niewątpliwie, najbardziej znanej skały w Polsce – Maczugi Herkulesa o wysokości 25 metrów. Powstała wskutek nierównomiernej odporności wapienia na wietrzenie. Inaczej jednak jej powstanie tłumaczy legenda. Skałę cieńszym końcem ku dołowi miał postawić diabeł spełniający rozkaz Twardowskiego. Według innego podania więzień mógł odzyskać wolność za przyniesienie pisklęcia sokoła z gniazda na szczycie. Pomogła mu w tym cała gromada dorosłych sokołów, przenosząc go na wierzchołek i z powrotem, dzięki czemu udało mu się spełnić zadanie. Stąd ludowa nazwa skały- Sokolica.
Każdy zamek na Szlaku Orlich Gniazd ma swoją legendę. Czasami nie tylko jedną. A jeżeli chodzi o duchy, to jest ich wszędzie mnogość, obfitość i różnorodność. Przed zamkiem w Bobolicach można nawet zauważyć znak, wzorowany na znakach drogowych: „Uwaga, duchy!”.
Następna atrakcja turystyczna to Pustynia Błędowska, największa pustynia w Europie, określana mianem
„ Polskiej Sahary”, dawny poligon wojskowy, a także plan filmowy. Tutaj kręcono sceny między innymi do nominowanego do Oscara filmu „ Faraon”.
Jak powstała Pustynia Błędowska?
Aby odpowiedzieć na to pytanie należałoby bardzo dokładnie zagłębić się w procesy geologiczne. Faktycznie była to ingerencja człowieka w środowisko. Datowany od XIII wieku rozwój górnictwa srebra i ołowiu oraz hutnictwa w rejonie Olkusza spowodował wycinkę drzew (pierwotnie gęstego boru sosnowego), które posłużyły do wzmocnienia konstrukcji szybów i sztolni. W wyniku intensywnej eksploatacji surowca drzewnego, wykarczowane zostały znaczne połacie lasu. Wówczas znajdujące się tu grube pokłady piasków zostały odsłonięte, uruchamiając procesy przewiewania piasku spowodowane siłą wiatru i tworząc pustynię, którą możemy oglądać do dzisiaj. Zmiany w środowisku spowodowały, że na tym terenie powstał specyficzny mikroklimat, a ponadto można było obserwować zjawiska charakterystyczne dla naturalnych pustyń, takie jak: fatamorgana, burze piaskowe, wydmy.
Tyle nauka, ale znacznie ciekawsza jest legenda. Otóż, jedno z podań mówi, że Pustynia Błędowska powstała za sprawą miejscowego diabła, który swą siedzibę miał w okolicach Olkusza. Z uwagi na odkryte tam bogate złoża srebra, zaczęły powstawać kolejne kopalnie, które zakłócały spokój czarta. Rozgniewany bies postanowił je zasypać. W tym celu nad Morzem Bałtyckim nabrał piasku w olbrzymi wór i poleciał w kierunku Olkusza. Kiedy był już blisko celu, nieopacznie zahaczył workiem o wysoką wieżę kościoła w Błędowie. Cały piach rozsypał się po okolicznych polach i tak oto powstała unikatowa pustynia w środku naszego kontynentu, od nazwy pobliskiej miejscowości nazwana Pustynią Błędowską, a kopalnie srebra w Olkuszu ocalały.
Na zakończenie wyprawy – Ogrodzieniec. Prawdziwa „perełka” na Szlaku Orlich Gniazd. Imponujących rozmiarów ruiny zamku wznoszą się wśród wapiennych ostańców. Jest to największy zamek w Jurze Krakowsko – Częstochowskiej, należy też do najstarszych w Polsce. Owiany legendami, duchów ma wielki dostatek. Jedno z podań dotyczy właściciela zamku Stanisława Warszyckiego, który słynął z okrucieństwa i ogromnego bogactwa. Z tego powodu był nawet posądzany o konszachty z diabłem. Do dziś pod postacią czarnego psa, ciągnącego 3- metrowy łańcuch strzeże skarbów ukrytych w podziemiach ogrodzienieckiego zamku. Chociaż własną rodzinę traktował bardzo brutalnie, to jednak pozytywnie zapisał się w historii naszego kraju. Podkreślana jest między innymi jego bohaterska obrona Częstochowy przed Szwedami. W archiwach sanktuarium na Jasnej Górze zachowała się bogata korespondencja Warszyckiego z przeorem klasztoru – twierdzy Augustynem Kordeckim.
Zwiedzamy kolejne kondygnacje zamczyska, spacerujemy po komnatach i sekretnych przejściach, zwiedzamy sypialnię i gabinet jednego z dawnych właścicieli Seweryna Bonera, wspinamy się na Zamek Wysoki, skąd podziwiamy wspaniały widok na okolicę. Naszej uwadze nie umknęła również zamkowa studnia oraz podziemia, gdzie więziono niepokornych wobec ówczesnej władzy. Obok historii i legend tworzy się współczesna historia zamku. Tutaj w 2001 roku zdobywca Oskara za całokształt twórczości Andrzej Wajda kręcił Fredrowską
„ Zemstę” z plejadą aktorskich gwiazd w obsadzie.
Ponieważ byłam odpowiedzialna za organizację wycieczki, chciałabym bardzo serdecznie podziękować jej uczestnikom. Kochani, chociaż zwiedziliście już niemal cały świat, to i tak spodobały Wam się te miejsca, które zobaczyliśmy, a każde kolejne wyzwanie kwitowaliście zadowoleniem i uśmiechem. Tak trzymać!
Wracamy z wyprawy na tyle wcześnie, że spokojnie można się przygotować do kolacji, którą z uwagi na przebieg, uczestników, a także przygotowane specjały można nazwać uroczystą.
Prezes Mariusz ze Sztumu powitał zebranych, wygłosił laudację, po czym, przy aplauzie zebranych, uhonorował za szczególny wkład w rozwój Związku Rodu Żółtowskich Rafała z Korycina medalem im. Michała Żółtowskiego z Lasek. Wiesław z Chicago, ubrany w polski strój szlachecki odznaczył Prezesa Rodu Krzyżem Kawalerskim św. Stanisława, orderem stworzonym przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Mariusz i Rafał, jak zwykle, i z coraz większą wprawą prowadzą licytację, która momentami jest bardzo zacięta, gdy kilka osób chce wejść w posiadanie licytowanego właśnie przedmiotu. Panie chętnie, panowie „ z pewną nieśmiałością” ruszyli do tańca. Mieliśmy drobne kłopoty z oprawą muzyczną, którą sami musimy sobie zorganizować. Nie licząc, oczywiście, kilku wyjątkowych zjazdów, kiedy do tańca przygrywały nam wynajęte zespoły muzyczne, a raz nawet kapela góralska. Ale my się nigdy nie poddajemy! Zabawa trwa do późnych godzin nocnych.
Sobotnia msza święta w intencji Rodu zostaje odprawiona w pobliskich Kroczycach. Ksiądz sprawujący ofiarę mszy świętej jest pod wrażeniem naszej działalności, podkreśla fakt, że ważna jest dla nas modlitwa, i ani razu nie przekręca naszego nazwiska!
Włączamy się w liturgię mszy świętej – Ela z Kutna przedstawia wezwania Modlitwy Wiernych, ja jestem odpowiedzialna za czytanie, a Piotr z Sandomierza zbiera ofiarę na tacę.
Z parafią w Kroczycach związane są Siostry Karmelitanki Dzieciątka Jezus. Po zakończeniu mszy świętej jedna z nich przedstawia nam rys historyczny kościoła.
Średniowieczni rycerze to mieli gest! Pierwotny kościół parafialny został wybudowany w 1427 r. przez rycerza maltańskiego Piotra Firleja w podziękowaniu Bogu za szczęśliwy powrót z bitwy pod Grunwaldem. Najstarszy opis świątyni pochodzi z XVI wieku. Wtedy to kościół dedykowany był św. Marii Magdalenie, której słynący łaskami obraz, w srebrnej sukni, sprowadzony z Rzymu w 1616 roku, znajduje się w kościelnej kaplicy. W XX wieku świątynia zyskała drugiego patrona – św. Jacka, któremu dedykowano drugą kaplicę kościelną. W kościele podziwiać można ciekawy, niespotykany, piękny ołtarz główny zbudowany w kształcie groty z Lourdes. Materiałem, który posłużył do jego wykonania był kalcyt, czyli występujący w tych okolicach minerał, który między innymi tworzy nacieki w jaskiniach.
Przed świątynią rośnie ogromna 500-letnia lipa o obwodzie pnia wynoszącym 5,6 metra. Na nas wszystkich jej wiek i rozmiary robią ogromne wrażenie.
W sobotnie przedpołudnie staramy się obejrzeć i zwiedzić różne ciekawe miejsca, których tutaj, na Jurze jest bardzo dużo. My z Elą jedziemy do Mirowa i Bobolic. Tam znajdują się kolejne dwa zamki Szlaku Orlich Gniazd. Zamek w Mirowie to malownicza ruina, trwają prace konserwatorskie przy jej zabezpieczeniu. Zostawiamy samochód na parkingu i wąską dróżką wśród wapiennych skałek udajemy się do odległego o 1,5 kilometra zamku w Bobolicach, który ukazuje nam się w pełnej krasie za kolejnym zakrętem drogi. Ta warownia, zbudowana za panowania Kazimierza Wielkiego w drugiej połowie XIV wieku, której zadaniem była obrona zachodniej granicy państwa od strony Śląska, miała więcej szczęścia. Po latach świetności, uległa zniszczeniu w 1657 roku podczas wojen szwedzkich, popadała w ruinę, ale znalazł się prywatny właściciel, który podjął wyzwanie uratowania tego pięknego zabytku. Zamek jest naprawdę imponujący, można zwiedzać wiele zrekonstruowanych komnat i już zdążył „ zagrać” w telewizyjnym filmie „ Korona królów”.
Po obiedzie Prezes Mariusz zachęca do wspólnej wyprawy na Górę Zborów. Idziemy czteroosobową grupą – Mariusz, Bożenka w lekkich warszawskich sandałkach, jak onegdaj wujek Mietek w skórzanych szczecińskich butach ( Karkonosze), moja przyjaciółka Ela i ja. Po krótkiej wędrówce wśród labiryntu przypominającego skalne miasto, mijając liczne wapienne ostańce, wykorzystywane jako ścianki wspinaczkowe, docieramy na szczyt. Warto było podjąć wyzwanie! Bezleśny wierzchołek wzgórza, zakończony zbudowaną podczas okupacji hitlerowskiej wieżyczką triangulacyjną jest znakomitym punktem widokowym. Roztacza się stąd rozległy widok na Skały Kroczyckie. Najwyższe wzniesienie w tej części Jury pozwala podziwiać niesamowite widoki rozciągające się w promieniu kilkunastu kilometrów. Próbujemy odnaleźć te miejsca, które zwiedzaliśmy wcześniej. Spieszymy się, bo nadciąga burza. Ale ona straszyła przez cały czas naszego pobytu w Podlesicach, a szczególnie podczas procesji Bożego Ciała.
Niedzielny poranek to czas pożegnań i powrotów do domu. Do zobaczenia za rok!
Ja mam teraz wakacje i wracam na Jurę, bo jak pisała Deotyma w roku 1859:
„ W tym kraju szczytów, przy tej pieśni grzmotów,
Ptaki i wieszcze szybują z rozkoszą,
Te lasy na kształt zielonych podlotów,
Duszę Polaka w chmurę łez unoszą.
Spojrzałam w niebo: a na niebie wieża!
Wieża Ojcowska, królowa Prądnika,
Jak klucz kamienny, gmach wspomnień odmyka,
Z echowych jaskiń słyszę brzęk pancerza:
To duch Łokietka przelata przez góry!
Tu, dobroczynna szczodrota natury
Kocha lud, sercem Wielkiego Kazimierza.
Ręka przeszłości i piorunów dłuto,
Rzeźbią tę ziemię ubogosławioną.
Rajska dolino! Ty jesteś koroną
Na czole Polski przez Boga wykutą.”
Pozdrawiam serdecznie
BOGUSIA z BIAŁEJ