Być małą bohaterką – wspomnienia

1 września 1939 r. wybuchła II wojna światowa. Atak wojsk niemieckich na Polskę nastąpiło godz.445 bez uprzedniego wypowiedzenia wojny.
Na Polskę runęły zmasowane niemieckie siły lądowe, równocześnie lotnictwo wroga przystąpiło do bombardowań polskich miast, węzłów kolejowych i ośrodków koncentracji wojskowych. Wojska niemieckie miały nad siłami polskimi dużą przewagę liczebną i kolosalną przewagę techniczną. W dodatku armia Polska nie zdążyła zakończyć powszechnej mobilizacji, którą zarządzono dopiero na dzień 31 sierpnia 1939 r. ponieważ przeciwko wcześniejszemu jej ogłoszeniu protestowała dyplomacja angielska i francuska, wychodząc z założenia, że krok taki może w opinii światowej spowodować wrażenie, że to właśnie Polska jest stroną zaczepną zmierzającą do wojny. Na domiar złego ludność cywilna ogarnięta paniką, porzucała swoje domostwa i uciekała często bez żadnego celu, aby tylko dalej znaleźć się od działań wojennych.
Cywile byli łatwym celem dla atakujących ich samolotów niemieckich. Zdezorientowani nie kierowali się żadną logiką, kierował nimi zwierzęcy strach – strach przed śmiercią. Panika i chaos na polskich drogach były skutkiem propagandy niemieckiej, mającej na celu utrudnianie działań obronnych wojsk polskich.
Rodzina Juliana Żółtowskiego ma za sobą ucieczkę przed niemieckim najeźdźcą zatłoczonymi drogami, wozem do którego zaprzęgnięto dwa wyścigowe konie, ponieważ w majątku nie hodowano innych koni. Konie, które nigdy nie szły w zaprzęgu, na domiar złego znalazły się w środku chaosu, obłędnego strachu oszalałego tłumu ludzi i zwierząt.
Julian Żółtowski wywiózł drogą z Poznania do Kutna uciekinierów, uważał bowiem, że właśnie w Kutnie rodzina Żółtowskich i Weberów znajdą bezpieczne schronienie w domu swoich kuzynów Żółtowskich.
Uciekinierzy byli atakowani przez samoloty niemieckie, ale pomimo wielu niebezpiecznych sytuacji dotarli szczęśliwie do Kutna. Julian pozostawia żonę Zofię i córkę Annę pod opieką rodziny Żółtowskich w Kutnie, a sam udaje się do Warszawy, aby stanąć w szeregu jej obrońców.
Najbliżsi, żona i córka oraz kuzyni odprowadzają go do szosy wiodącej do Warszawy. W drodze powrotnej przez nikogo nie zauważona córka Juliana Anna, mająca niepełne siedem lat, wraca na szosę, aby w tłumie ludzi odnaleźć swego ojca i razem z nim bronić stolicy. Mijały długie godziny marszu, Anna spragniona, głodna, bardzo zmęczona, uczepiła się jedną ręką jakiegoś pojazdu i z uporem szła. Pojazd przy którym szła, okazał się pojazdem wojskowym. Od pewnego czasu była obserwowana przez żołnierzy polskich. W tym chaosie nikt nie zwrócił uwagi na małą dziewczynkę, oprócz żołnierzy polskich, którzy zainteresowali się skąd jest, dokąd idzie, dlaczego jest zupełnie sama, pozbawiona jakiejkolwiek opieki. Wyjaśniła, że idzie za ojcem, który parę godzin wcześniej wyruszył, aby bronić Warszawy.
Upór i determinacja małego dziecka zadziwiła dowódcę i postanowił zaopiekować się małą, która od tej chwili wędrowała razem z polskimi żołnierzami. Wyznaczony przez dowódcę żołnierz, otoczył ją troskliwa opieką. Nakarmiona, okryta żołnierskim szynelem jechała na wojskowym pojeździe.
Straciła rachubę czasu, wędrowała z żołnierzami polskimi, którzy podejmowali nierówną walkę z wrogiem, a w razie zagrożenia chronili się w gęstym lesie. Gdy samoloty niemieckie ostrzeliwały las, kazano jej stać przy drzewie, a opiekujący się nią żołnierz zastawiał ją swym ciałem.
Jednostka przemieszczała się w lasach, często podejmowała walkę ze zmiennym szczęściem, trwało to parę dni do czasu, gdy matka i kuzyni z Kutna po długich poszukiwaniach, odnaleźli małą Annę, która zapewne zginęła by razem z żołnierzami polskimi.
Pod koniec roku Julian Żółtowski powrócił z Warszawy bardzo przygnębiony, bowiem był świadkiem przerażających zdarzeń. Widział ogrom ludzkiego nieszczęścia, wiele zniszczeń, ofiar ludzkich. Starał się w miarę swoich możliwości pomagać Warszawiakom.
Ale najgorszą była bezsilność ludności. Opuszczona przez Rząd Polski stolica umierała, jedynie prezydent miasta nie opuścił stolicy. Stefan Starzyński do końca pozostał na posterunku mobilizując ludność do walki. Uwięziony przez Niemców w 1939 r następnie rozstrzelany.
Julian Żółtowski opisał pewien epizod. Gdy opuszczał Warszawę, przechodził przez most na którym leżała ciężko ranna młoda kobieta, była w stanie agonalnym, przy niej leżało nieżywe dziecko. Scena którą opowiedział, wydawało się symbolem umierającej Warszawy.
Julian Żółtowski wraz z żoną Zofią i córką Anną powrócił do Poznania. Pod koniec lutego 1940 r. władze hitlerowskie wysiedlają rodzinę do obozu pozwalając na mały podręczny bagaż, trwa to zaledwie 15 minut.
Obóz nosi nazwę „Lager Glowno Posen Ost”
W archiwum Instytutu Zachodniego w Poznaniu znajdują się listy transportowe obozu
Poznań-Główna, osób wysiedlonych z Poznania i innych miast Wielkopolski w latach 1939-1940.

                                ANNA z Brzegu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *