Łaskawemu Panu Hrabiemu Dobrodziejowi spieszę donieść iż wczoraj odebrałem list od Jasia w którym mi donosi iż wakacye już się 8 lipca rozpoczną. Czyniąc więc zadość życzeniom Pana… ( tu wiele wyrazów nieczytelnych). Mogli by tego dnia z Kalksburga wyjechawszy stanąć wieczorem w Krakowie, tam przez piątek wypocząć, w sobotę wyjechać z Krakowa stanąć na nocleg w Radziwiłłowie i nazajutrz po wysłuchaniu mszy do Chołoniowa się puścić. Podróż tak urządzona zajmie wprawdzie cztery dni, ale chłopcy proszą aby ją dniami tylko odbyć mogli, co dla nich mniej męczące i korzystniejsze, gdyż się przynajmniej okolicom przez które przejeżdżają przypatrzyć mogli.
Mój sekretarz pojedzie po nich do Kalksburga, odwiezie ich do Radziwiłłowa. Są oni wprawdzie już w tym wieku żeby tę podróż sami odbyć mogli, dodaję im więc towarzysza jedynie dla mojej spokojności, będzie on miał wszakże polecenie aby tylko wrazie koniecznej potrzeby niemi się zajął a z resztą wszelką im pozostawić swobodę, aby przywykli sami sobą rządzić się. Względem wód do których wypadnie nam dla Jasia jechać, toczy się korrespondencya między lekarzem z Kalksburga i tutejszym który znając Jasia od lat kilku bardzo dokładnie z jego usposobieniem jest obznajomiony, ale jeszcze żadne stanowcze nie zapadło postanowienie. Gdyby jakakolwiek nieprzewidziana zmiana zajść miała w powyższych projektach nieomieszkam o tem Panią hrabinę zaraz zawiadomić a teraz łącząc wyrazy głębokiego mego uszanowania zostaję z wysokim szacunkiem i poważaniem Pana Dobrodzieja najżyczliwszy sługa.
M.Ż.
Skurcze pod Tarczynem D.14 Lipca 1886 r.
Na Wołyniu
Kochany Dziadziu
Bardzo Dziadzię kochanego przepraszam, żem do Niego od naszego z Kalksburga wyjazdu nie pisał, ale w dzień przed odejściem poczty ze Skurcza jeszcze po podróży trochę zmęczony byłem i trochę mnie głowa bolała, a więc Izia poprosiłem aby Dziadzi doniósł, żeśmy szczęśliwie najprzód do Chołoniowa, a z tamtąd do Skurcza przybyli. Wczoraj z Łucka wróciliśmy dokądeśmy z Wujciem Xianiem pojechali aby sobie miasto oglądnąć. Byliśmy tam na mustrze jednego pułku piechoty a potem i konicy która nam się zwłaszcza bardzo podobała. Stoi teraz bowiem kilka pułków wojska (około 5000 żołnierzy) pod Łuckiem obozem, a ma później stać dziesięć tysięcy. Mała córeczka Wujcia Xiania, Zosia bardzo jest ładniótka i sprytna, a przytem już biega wcale nie źle i mówić zaczyna, tylko w ostatnich dniach jest trochę niezdrowa bo ząbki dostaje. Buni zdrowie nie bardzo służy, dosyć jest osłabiona i nie dobrze chodzi, zamierza zatem w połowie lata do wód pojechać ale nie wie jeszcze dokąd. Izio tu jeździ Wujcia Xiania wierzchowca, siwego i bardzo dzielnego, który jest większy od karego wierzchowca Czackiego, ale wiele jest od niego silniejszy; ja jeżdżę na starym czarkiesie który u Wujcia przez jakiś czas w zaprzęgu chodził, lecz z profesyi jest koniem wierzchowym , a chociaż stary i brzydki, to przecież jeszcze doskonały. Nie wiele już mam czasu bo się kolacja zbliża a jutro raniuteńko poczta odchodzi, przytem też już nic więcej do pisania, kończę zatem całując kochanemu Dziadzi rączki i zostając jego przywiązanym wnukiem.
Jaś Żółtowski