Michał Żółtowski – Michał z Lasek – Michał Senior wspomnienie

MICHAŁ ŻÓŁTOWSKI – MICHAŁ Z LASEK –  MICHAŁ SENIOR

WSPOMNIENIE

Z okazji XXX-lecia Związku Rodu Żółtowskich chciałam się podzielić moim wspomnieniem o Michale Żółtowskim z Czacza, które spisałam sobie wiele lat temu.

Paulinka z Michałem

22 grudnia 2021 mija już 12. rocznica śmierci Michała. Mimo upływu lat, Michał jest ciągle w moim sercu i mojej pamięci. Tęsknię   za nim. Za jego dobrocią i serdecznością. Za czasem który poświęcał nam – dzieciom i młodzieży, za przepięknymi historiami, którymi się dzielił z nami na Zjazdach. Chciałabym się podzielić kilkoma moimi wspomnieniami związanymi z Michałem, tak ja Go pamiętam, może mniej z perspektywy jego zasług dla Ojczyzny, Związku Rodu Żółtowskich, czy dla niewidomych, o których wszyscy wiemy, bardziej z perspektywy ludzkiej, emocjonalnej, z perspektywy dziewczynki (głównie), na której zrobił niesamowite wrażenie

            Był to niezwykle skromny, ciepły człowiek o delikatnym przyjemnym głosie i pięknym sercu. Uwielbiał opowiadać, zabierał w inny świat. Potrafił zaciekawić młodzież. Michał opowiadał fascynujące historie ze swojego życia, o swoich braciach, którzy zginęli w czasie wojny, o rodzinnym domu, o rodzicach, o nauczaniu, o wychowaniu … Było też mnóstwo historii o myśliwych. Pamiętam, że wiele z tych historii dotyczyło jego ojca, którego bardzo kochał i który był dla niego wzorem i autorytetem… To przypomina mi trochę opowieści mojego dziadka o swoim ukochanym ojcu, a moim pradziadku, który był bardzo szanowany i lubiany. Dziadek wspominał też o „słowie Żółtowskiego”, które dane przez pradziadka coś znaczyło.

            Mam taki obraz przed oczyma, Michał, wysoki, lekko zgarbiony starszy pan w skromnym garniturze otwiera kluczem swój pokój, obiecuje komuś, że później jeszcze przyjdzie, opowie kolejną historię, wysłucha… Musi tylko chwilę odpocząć. Albo Michał, który siedzi i snuje swoje opowieści i otacza go wianuszek zasłuchanej młodzieży. Michał, który z uwagą z kimś dorosłym rozmawia, śmieje się, dyskutuje, wspiera dobrym słowem, serdecznie ściska dłonie. Każdemu był w stanie poświęcić chwilę, wszystkich traktował serdecznie, z szacunkiem, nie dzielił ludzi, łączył. Z drugiej strony, pamiętam, mimo że byłam dzieckiem, że nie ze wszystkim się zgadzał, i zawsze śmiało wyrażał swoje zdanie, nie obrażając przy tym nikogo. Myślę, że był taką osobą, która przyciągała do siebie ludzi, ale też taką z której zdaniem wszyscy się liczyli, mieli respekt.

 Pamiętam jak go odwiedziliśmy z dziadkiem w podwarszawskich Laskach. To był ostatni raz jak go widziałam, był już bardzo schorowany, widać było, że cierpiał, z trudnością się poruszał, ale niezmiennie uśmiechał się ciepło i łagodnie. Bardzo ucieszył się, że przyjechaliśmy. Był w trakcie pisania kolejnej książki, powiedział, że opowie nam fragment niezwykłej historii…, pamiętam jak mu się zaświeciły oczy, pojawiły się rumieńce na twarzy… W pewnym momencie przerwał jedną z zaczętych historii, nie chciał zdradzić wszystkiego, powiedział, że to będzie niespodzianka, że koniecznie musimy przeczytać. Z przyjemnością go słuchaliśmy, jak zawsze. Nawet mój dziadek zamilkł oczarowany, a zazwyczaj nie dawał innym dojść do słowa. Dziadek zawsze był pod ogromnym wrażeniem Michała, zresztą trudno mi sobie wyobrazić, żeby ktoś nie był. Dziadek się tylko „burzył” jak to jest, że zwracam się do Michała po imieniu, że to nieładnie, że nie wypada…ale wszyscy się tak zwracali, tak sobie Michał życzył… A ja jako dziewczynka byłam niezwykle dumna, że mogę się do kogoś takiego zwracać po imieniu, mając jednak świadomość, że  to nie jest mój kolega, z należytym szacunkiem, nawet mogłabym powiedzieć, że z uwielbieniem 🙂

            Pamiętam, że na Zjazdy Michał przyjeżdżał z Bożeną Wandą z Warszawy.

Zawsze na początku zjazdów pytałyśmy z siostrą w recepcji, gdzie mieszka Michał. Jaki Michał? Skąd? – Nooo Michał SENIOR – odpowiadałyśmy chórem, oburzone, że panie recepcjonistki nie mają pojęcia o Kim mówimy, śmiały się. Podśmiewali się też inni, z dziewięciolatki, która z powagą i niekrytym podirytowaniem pytała o Michała SE-NIO-RA. To musiało być komiczne. Albo jak Michał się gorzej czuł, zgłosiłam się, że zaniosę mu śniadanie do pokoju, oczywiście poprosiłam panie kucharki o śniadanie dla Michała SE-NIO-RA. 

            Któregoś dnia przysiadłyśmy się z mamą do stolika Michała. Mama robiła wtedy chyba jeden z reportaży o Michale i o Związku i „wypaliła”, że ja jestem w Michale „zakochana”, że ciągle o nim mówię, a Michał się tylko zaśmiał, że kiedyś mi przejdzie. Nie przeszło. Bardzo za nim tęsknię, brakuje mi go w moim dorosłym życiu, na Zjazdach…

Gdyby żył, to myślę, że mogłabym go zapytać o wiele nurtujących mnie rzeczy.. Bardzo chciałabym móc z nim porozmawiać teraz, kiedy jestem już bardziej ukształtowana, dojrzalsza… Wiem, że wielu ludzi dzieliło się z nim swoimi troskami, problemami, nigdy nie odmawiał pomocy, zawsze służył radą i dobrym słowem…

            O wielkości Michała świadczyła również jego niezwykła skromność. Przecież pochodził z bardzo zamożnej rodziny z arystokratycznymi korzeniami…, jego rodzice  mieli kilka majątków, służbę, konie… Nie był jednym z tych, którzy niewiele tak naprawdę sobą reprezentując, wywyższają się, chełpią swoim bogactwem materialnym, czy pochodzeniem… Był niezwykle skromny, pełen pokory wobec życia, Boga i ludzi. Świadczyło o tym jego zachowanie, to jak żył – w zakładzie dla niewidomych w Laskach mieszkał w jednym z niewielkich pokoi, gdzie stało łóżko i biurko, nawet jego ubiór schludny ale jednak bardzo skromny. Każdy chyba kto spotkał Michała, po chwili wiedział, że ma do czynienia z kimś niezwykłym.. Myślę, że każdy ulegał jego czarowi.

            Na jednej z wycieczek zjazdowych, pojechaliśmy do Czacza. Michał opowiadał, oprowadzał, był wzruszony. Pamiętam w urywkach historie „Damy bez głowy”, którą opowiadał zwiedzając Czacz. Słuchaliśmy tej historii z otwartymi ustami.

            Kiedyś jadąc na wakacje po drodze odwiedziłyśmy Michała w Laskach z mamą, z Kamilą i z naszą kuzynką…  Michał, uprzedzony, że przyjedziemy, powiedział mamie, że będzie miał dla nas przepyszny miód. Jak już przyjechałyśmy, przygotował dla nas-dzieci zadania, zagadki, powiedział, że nie będzie tak łatwo, że dziewczynki muszą obiecany miód sobie najpierw znaleźć. Ukrył go gdzieś i dał nam kilka wskazówek… Udało się nam go odnaleźć, a miód rzeczywiście był przepyszny. Laski, gdzie mieszkał Michał miały swój czar. Zawsze lubiłam tam wracać. Lasy, spokój, cisza… Taka przystań.

            Michał pisał pełne serdeczności listy do „Urszulki” – mojej mamy, zawsze byłam w stanie rozpoznać jego pismo.

            Kiedy dowiedziałam się o śmierci Michała ogarnął mnie głęboki smutek, miałam wtedy 18 lat, to było na dwa dni przed Bożym Narodzeniem.. Już kilka miesięcy wcześniej wiedziałam, że Michał choruje, bardzo się martwiłam gdy usłyszałam, że któregoś dnia zasłabł tam w Laskach i upadł… Z drugiej strony dożył pięknego wieku i myślę, że był darem dla wszystkich tych którzy mieli to szczęście go spotkać w swoim życiu…

Pogrzeb Michała był niezwykły. Był biskup Macharski, dużo osobistości …O Michale wspominali Żółtowscy, strażacy, przyjaciele … Potem siostrzyczki zakonne przegotowały posiłek i zaprosiły wszystkich, żeby powspominać Michała… Niestety nie mogliśmy zostać.. Michał ma skromny prosty grób z drewnianym krzyżem, jak wszyscy pochowani w Laskach. Jak dla mnie ten grób jest przepiękny w swojej prostocie.

            Mam nadzieje, że to, że znałam kogoś takiego jak Michał chociaż w niewielkim stopniu wpłynęło na to kim jestem dziś… Szkoda, że mój synek oraz kolejne pokolenia Żółtowskich nie będą mogły tego doświadczyć.

Michał z Ulą z Warszawy

            23 października ubiegłego roku odeszła kolejna bardzo ważna dla mnie osoba – mój ukochany dziadek – Edward Żółtowski. Dziadek był najwspanialszym dziadkiem jakiego można sobie wymarzyć, troskliwy, wesoły, towarzyski, lubiany przez wszystkich… To z dziadkiem zawsze chętnie jeździłyśmy z siostrą na Zjazdy. Niezwykle silny człowiek, który nigdy się nie poddawał i zawsze dążył do wyznaczonych sobie celów, całe życie był uczciwym człowiekiem, takim na którym wszyscy mogli polegać, dla którego rodzina była najważniejsza. Dziadek miał też ogromną pasję do swojej pracy, dzięki czemu osiągnął dużo w swojej dziedzinie, pracował na kierowniczym stanowisku w firmie STOEN – miał na swoim koncie wiele patentów i wynalazków, był bardzo ceniony i podziwiany przez swoich pracowników oraz współpracowników- nawet jak dziadek odszedł na emeryturę utrzymywali z nim stały kontakt.

PAULINA  TOMASZEWSKA z Warszawy

 córka Urszuli Żółtowskiej-Tomaszewskiej i wnuczka Edwarda Żółtowskiego

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *