„Naród, który nie zna swojej przeszłości, umiera i nie buduje przyszłości”
Nie jesteśmy wprawdzie całym narodem, ale znakomitą jego częścią i chociaż motto dotyczy narodu jako całości, postanowiłam użyć je jako myśl przewodnią tego tekstu. Wszak Związek Rodu Żółtowskich już przez kilkadziesiąt lat tworzy historię. Historię naszych rodzin, historię naszych spotkań, historię naszych przyjaźni i w końcu historię naszej więzi. Dzięki niezwykłemu zaangażowaniu Bożenki z Warszawy powstaje kwartalnik – to też element tworzonej historii. Dysponujemy tysiącem zdjęć, z których, jak pokazał zjazd w Nowych Rumunkach, możemy stworzyć niepowtarzalną galerię. Są filmy dokumentujące nasze spotkania. Już kolejne pokolenie Żółtowskich pojawia się na zjazdach. Przez lata spotkań wychowały się i dorosły nasze dzieci. I to one przywożą na zjazdy już swoje dzieci. Mamy więc nadzieję na zbudowanie przyszłości.
Tegoroczny XXII zjazd Związku Rodu Żółtowskich odbył się w dniach 29. 05-2.06. 2013 r. w niezwykle urokliwym miejscu nad samym brzegiem Zalewu Koronowskiego w ośrodku „Żagiel” w Pieczyskach. Przez cały pobyt tam mogliśmy doświadczyć troski personelu ośrodka skierowanej na każdego z uczestników, a także na wszystkie nasze działania związane ze Zjazdem. Kiedy na przykład zechcieliśmy wypić wspólnie poobiednią kawę pod wiatą specjalnie przygotowaną na grille i ogniska, od razu na stołach pojawiły się białe obrusy, czajniki itp. Jednym słowem bardzo o nas dbano. Ośrodek wygodny, ładnie usytuowany, funkcjonalny, cały w zieleni i kwiatach. Widać dobrą rękę gospodarza. Kierownikiem jest pan Józef Reszczyński, ale słowa uznania należą się całemu personelowi. No i oczywiście wielkie dzięki dla Kaliny z Torunia i Mariusza ze Sztumu, którzy ten ośrodek znaleźli, odwiedzili osobiście i dopilnowali, aby wszystkim Żółtowskim było w nim dobrze.
Zjeżdżaliśmy się już od środy, wiele osób przyjechało w czwartkowe przedpołudnie. W Boże Ciało spora grupa Żółtowskich, tradycyjnie jak co roku, uczestniczyła we mszy św. i procesji w kościele pw. Wniebowzięcia NMP (XIII- XIV w.) w pobliskim Koronowie. Świątynia ta wchodzi w skład pocysterskiego zespołu klasztornego i ma bardzo ciekawą historię. W 1819 r. władze pruskie skasowały zakon, a klasztor stał się … więzieniem i jest nim do dziś. Bazylika jest trójnawowa z transeptem i dwoma rzędami kaplic. W barokowym wnętrzu podziwiać można obrazy z dziejów klasztoru i gotycką polichromię.
Po południu odbyło się zebranie przybyłych na zjazd członków Związku. Minutą ciszy uczciliśmy pamięć Mieczysława ze Szczecina, który zmarł w listopadzie 2012 r. Wieloletni członek Zarządu, bardzo zaangażowany we wszystkie działania podejmowane przez Związek, organizator jednego z najlepszych naszych spotkań w Pobierowie. Będzie nam Go bardzo brakowało.
Zebranie prowadził prezes Mariusz ze Sztumu. Obradowaliśmy nad ważnymi problemami dotyczącymi Związku i jego działalności. Pędzący współczesny świat z cyfryzacją, komputeryzacją, biotechnologią i czym tam jeszcze, sprawił, że coraz mniej chcemy się angażować w organizację różnych przedsięwzięć, ruszać sprzed komputera czy telewizora, być aktywnym, działać, spędzać czas ciekawie i pożytecznie.
W porozumieniu z Wacławem z Łodzi ustalono, że wszelkie zmiany i korekty do nowego wydania genealogii będą przyjmowane do końca lutego 2014 roku. Na zebraniu zostały mi przekazane obowiązki skarbnika, z której to funkcji zrezygnował Jarek ze Skierniewic. Przedstawiały się osoby przybyłe po raz pierwszy na Zjazd. Z Mszczonowa przyjechali Kazimierz z żoną Stanisławą. Mówili o swojej rodzinie, o dzieciach. Poznaliśmy też Annę z Łodzi. Wieczorem w piątek przyjechał Przemysław Żółtowski z Trzebieży w pobliżu Szczecina (dobre zdanie dla obcokrajowców), a w sobotę dołączyła do nas Maria ze Świecia.
Czwartkowy wieczór upłynął na rozmowach, opowiadaniu o tym, co zdarzyło się przez ten rok między Zjazdami. Było bardzo przyjemnie. Wciąż ktoś się przyłączał, dosiadał, gwar, wesołość, powitania. Tak jak zwykle na Zjeździe – miło i serdecznie.
I wtedy otrzymaliśmy tragiczną wiadomość …
***
Irenko! Jesteśmy wszyscy z Tobą.
Piątkowy poranek powitał nas słońcem. Zamiast tradycyjnej wycieczki odbył się rejs statkiem po Jeziorze Koronowskim. Jezioro to powstało w latach 60. ubiegłego wieku po spiętrzeniu wód Brdy zaporą w Pieczyskach. Jezioro lub jak podają inne źródła Zalew Koronowski ma powierzchnię 13, 5 km kw., długość 36 km (od ujścia rzeki Kamionki do hydroelektrowni w Samociążku). Maksymalna głębokość akwenu wynosi 21,2 m. Tutaj właśnie kończą się kajakowe spływy Brdą. Pływaliśmy więc dwoma niewielkimi stateczkami z firmy NIVA, świeciło piękne słońce, tworząc na wodzie promienne refleksy i blaski, raczyliśmy się napojem o wdzięcznej nazwie „Szuwarek”, słuchaliśmy opowieści o tym, jak powstał zalew oraz o florze i faunie występującej w okolicy. Ja wypatrywałam bobrów, bo nie widziałam jeszcze tego zwierzęcia w jego naturalnym środowisku. A ponieważ woda w jeziorze jest bardzo czysta, bobry tutaj żyją i czynią straty w drzewostanie.
Kapitan statku opowiadał również, że zwykle 1 czerwca, w Dzień Dziecka gromady łabędzi wyprowadzają swoje młode na jezioro. Niestety, w tym roku wiosna się znacznie opóźniła.
Piątkowe popołudnie spędziliśmy w bardzo różny sposób. Część Żółtowskich udała się na zwiedzanie ruin XIV- wiecznego zamku krzyżackiego w Nowym Jasińcu, Ela z Kutna z Anią z Łodzi wybrały aktywne spędzenie czasu – wycieczkę rowerową piękną trasą wzdłuż brzegu jeziora, część uczestników Zjazdu przepłynęła zalew promem kursującym w okolicy, Piotr z Sandomierza łowił (z powodzeniem) ryby, inni po prostu przegadali wiele godzin w sympatycznym towarzystwie, a dzieci hasały na placu zabaw. I zadziwiająca rzecz, zwykle młodzieńcy w ich wieku (lat około trzech) potrafią się wykłócać o każdą zabawkę, głośno manifestować swoje niezadowolenie, czasem dochodzi też do rękoczynów, a tutaj nic! Mój wnuczek Filipek i wnuczek Mirelli i Mariusza Wojtuś bawili się w niezwykle zgodnej harmonii. Geny, po prostu dobre geny !
Wieczorem – uroczysta kolacja. Naprawdę bardzo odświętna. Wystrój sali, obsługa kelnerska, Panie i Panowie, uczestnicy Zjazdu eleganccy, a do tego wykwintne i pyszne dania. Filip i Wojtuś odtańczyli nowoczesne tańce w stylu breake-dance. Dorośli preferowali bardziej tradycyjne kroki taneczne, jeden element architektoniczny w wystroju sali szczególnie upodobały sobie panie. Z Torunia przybyli na krótko Władysław z Maćkiem oraz Krzysztof Rumiński z bochnem chleba udekorowanym herbem Ogończyk. Prezes Mariusz ze Sztumu dzielił ten chleb sprawiedliwie. Krzysztofowi Rumińskiemu, który potrafi stworzyć tak szlachetny wypiek, serdecznie dziękujemy.
W sobotni ranek, tradycyjnie już msza święta w intencji Rodu. Trudno zliczyć w ilu już kościołach, z iloma księżmi Wacław z Łodzi omawiał ten ważny punkt zjazdowy. Msza św. sprawowana była przez księdza prałata Henryka Pilackiego, proboszcza parafii pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP, tym razem w kościele farnym św. Andrzeja. Wacław z Łodzi miał przygotowaną modlitwę wiernych. Ponieważ właśnie 1 czerwca przypada rocznica śmierci mojego teścia śp. Romana, pozwoliłam sobie dołożyć modlitwę w Jego intencji. Będę Go zawsze wspominać, bo był niezwykłym człowiekiem i dobrym teściem. Po mszy na schodach przy kościele robimy sobie zdjęcie grupowe. Zapraszamy do wspólnej fotografii księdza prałata, który na pewno już na zawsze zapamięta, że sprawował mszę św. w intencji Rodu Żółtowskich.
W sobotę miałam wraz z moją córką Anią i jej narzeczonym Rysiem wracać do domu. Mieliśmy mnóstwo pracy w związku ze zbliżającym się ślubem mojego syna Michała z Anią Jaworską, ale pogoda zrobiła się tak piękna i słoneczna, towarzystwo wspaniałe, więc postanowiliśmy zostać do niedzieli. Mój syn Marcin z żoną Kamilką i małym Filipkiem też zostali nieco dłużej, niż planowali. Taka była magia tego miejsca, magia przybyłych na Zjazd ludzi. Czasem powracam do tych miejsc zjazdowych podczas wakacji, ale bez Żółtowskich nie mają one już tego samego uroku i klimatu. Całe sobotnie popołudnie przeznaczyliśmy na spokojne plażowanie, podziwianie uroków zalewu otoczonego zielenią lasów, zachwycaliśmy się niezwykłym błękitem wody i pogodnego nieba. To był już przedsmak zbliżających się wakacji.
Wieczorem ponownie zasiedliśmy przy wspólnym stole. Przygotowano dla nas smaczne potrawy z grilla.
W niedzielę po śniadaniu pakujemy walizki i rozjeżdżamy się w różne strony Polski. Życzymy sobie : „Szczęśliwej podróży”, „Jedźcie z Bogiem”, „Zadzwońcie, jak dojedziecie”. My tak naprawdę, po ludzku martwimy się o siebie wzajemnie. Jak to w jednej, wielkiej rodzinie.
Na następny rok planujemy Zjazd w okolicach królewskiego Krakowa. Kochani Żółtowscy, już myślcie o wyjeździe, przybywajcie, bo przy okazji wspólnego spotkania będziecie mogli zobaczyć zabytki tego niezwykłego, legendarnego i historycznego grodu (zwiedzanie Krakowa podczas wycieczek szkolnych się nie liczy)
Ach, jak przyjemnie jest pisać takie relacje!
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i… Do zobaczenia
Bogusia z Białej
* Felix Vallis to w tłumaczeniu na język polski Szczęśliwa Dolina. Taką nazwę nadali miejscu, w którym obecnie leży miejscowość Koronowo, przybyli tutaj w 1288 r. cystersi z Byszewa. Oni też założyli klasztor, uzyskali prawa miejskie (1359), dzięki czemu rozwijał się handel, organizowano jarmarki i miasto szybko się bogaciło.