Tag: Nr 98
-
WYDAWNICTWA KSIĄŻKOWE O ŻÓŁTOWSKICH
„Trudne lata. Żółtowscy z Godurowa 1939 – 1956”. Izabela Broszkowska. Wydawnictwo „Więź”
Autorka opisuje dalsze losy swojej rodziny, które wcześniej przedstawiła w genealogicznej publikacji Żółtowscy z Godurowa”. W książce „Trudne lata 1939 – 1956” skupiła się na wydarzeniach opisujących stan lęku przed wybuchem wojny, tragiczne losy okupacji, poszukiwanie swojego miejsca na ziemi po 1945 roku rodziny ojca Benedykta Żółtowskiego i matki Róży z Fudakowskich Żółtowskiej. Autorka we wstępie książki pisze:
„Pierwszy września 1939 roku dla rodziny Żółtowskich z Godurowa był dniem, w którym zamknęła się pewna, bardzo ważna część historii. Opuściliśmy rodzinne gniazdo w obawie przed frontem oraz Niemcami i nigdy już do niego nie wróciliśmy. Rodzina jednak nie przestała istnieć.”
Warto prześledzić niezwykłą odwagę, determinację, chęć przeżycia i zmagania z powojenną komunistyczną codziennością losów Benedykta Żółtowskiego i jego najbliższych. Sama autorka jako najstarsza z dzieci była nie tylko świadkiem lecz sama uczestniczyła w wielu opisanych w książce wydarzeniach. Ciekawa konstrukcja książki, w której umieszczone są listy pisane piękną polszczyzną przez poszczególnych członków rodziny. Zapewne podobne przeżycia były udziałem wielu polskich ziemian. Warto po tę książkę sięgnąć, tym bardziej, że wielu z nas odnajdzie w niej podobne losy i doświadczenia. Jestem pod ogromnym wrażeniem postaci Benedykta i Róży Żółtowskich. Gorąco tę książkę polecam.
„Polki, które zmieniły wizerunek kobiety”. Joanna Puchalska. Wydawnictwo „Muza”.
Autorka w książce przybliżyła portrety dziesięciu wyjątkowych, pełnych temparamentu Polek, kierujących się w życiowych wyborach miłością do rodziny i ojczyzny. Mądre, silne i kobiece. Bohaterki tej książki były na swój sposób niezwykłe, wychodziły poza konwenanse i stereotypowe role społeczne przypisywane kobiecie.
Każda z tych nieprzeciętnych pań miała w sobie ogromną siłę życiową, która pozwalała dokonywać rzeczy wielkich. Wśród tyc dziesięciu kobiet epoki XVIII, XIX i XX wieku między innymi, to: Elżbieta z Lubomirskich Sieniawska, Irena Iłłakowiczówna, Antonina Walicka, Wanda Boniszewska. Zaszczytne miejsce zajęła Janina z Puttkamerów Żółtowska, prawnuczka Maryli Wereszczakówny, żony Adama Żółtowskiego, posła, profesora filozofii. Niezwykła kronikarka ziemiańskiego życia na Litwie i w Wielkopolsce. Autorka książki „Inne czasy, inni ludzie”.
„Ludzie dobrzy jak chleb”. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Wydawnictwo „Małe Wydawnictwo”.
W książce tej autor wspomina o 75 już nieżyjących osobach, które znał osobiście, były zaangażowane w powstanie Fundacji im Brata Alberta oraz pomoc w budowie Schroniska w Radwanowicach na przestrzeni kilkunastu już lat niosących pomoc osobom niepełnosprawnym intelektualnie. Jedną z postaci, którą wspomina jest michał Żółtowski (1915-2009), Ułan Wielkopolski. Autor opisuje piękną drogę życiową Michała. Jego wojenne i powojenne losy. Ks. Isakowicz-Zaleski poznał Michała w Laskach, opisując go jako człowieka bardzo skromnego i życzliwego, nieprzywiązującego żadnej wagi do rzeczy materialnych.
Wielki patriota i niezwykle wrażliwy na drugiego człowieka. Po prostu piękna postać. Warto przypomnieć, iż Michał z Lasek z uzyskanej częściowo finansowej rekompensaty z majątku ziemskiego Drzewce koło Leszna, który przypadł mu w spadku po rodzicach, przekazał w całości na rozbudowę Schroniska dla Niepełnosprawnych w podkrakowskich Radwanowicach.
„Przedwojenni. Zawsze był jakiś dwór. Historie ziemian”. Anna Mieszczanek. Wydawnictwo „Muza”.
Książka Anna Mieszczanek, to opowiedziana na nowo historia o polskim ziemiaństwie oraz dramatycznym wpływie powojennych zmian na losy ludzi i dworów. Autorka wskazuje, iż w codziennych historiach ziemiańskich rodzin z początku XX wieku: Walewskich, Kańskich, Żółtowskich, Przyborów – przegląda się historia Polski i Europy. Warto sięgnąć po tę publikację dzięki której możemy głębiej poznać historię losów dworów ziemian, rodziców Puttkamerów i dziadków Kieniewiczów Janiny Żółtowskiej na wschodzie oraz opisy i losy właścicieli dworów i pałaców rodziny Adama Żółtowskiego w Wielkopolsce. Fascynująca opowieść miłości małżonków Janiny i Adama Żółtowskich na tle dziejów historii Polski.
Elżbieta z Kutna
-

Informacje dotyczące tegorocznego Zjazdu
Drodzy członkowie i sympatycy Związku Rodu Żółtowskich!
W tym roku wypada organizacja XXX-go jubileuszowego Zjazdu Związku Rodu Żółtowskich. W związku z obostrzeniami nie mogliśmy zorganizować zjazdu w stałym terminie, ale odblokowanie bazy hotelarskiej pozwoliło nam nie rezygnować z organizacji, a jedynie przesunąć ją w czasie.
Na gospodarza XXX-tego Zjazdu Związku Rodu Żółtowskich wybraliśmy Hotel Biały w Skorzęcinie. Skorzęcin, to wieś położona w województwie wielkopolskim, w powiecie gnieźnieńskim nad jeziorem Białym. Obiekt usytuowany jest przy samym jeziorze i bezpośrednio graniczy z lasem.
Zjazd odbędzie się w dniach 15 – 19 września, zaczynamy kolacją w środę 15-go września, a kończymy śniadaniem w niedzielę 19-go.
Ceny noclegów:
• Pokój 1 osobowy – 120 pln
• Pokój 2 osobowy do pojedynczego wykorzystania – 150 pln
• Pokój 2 osobowy – 160 pln
• Pokój 2 osobowy standard plus (łoże małżeńskie, balkon z widokiem na jezioro) – 200 pln
• Pokój 2 osobowy standard plus 1 (balkon z widokiem na jezioro) – 200 pln
• Pokój 3 osobowy – 210 pln
• Pokój 3 osobowy standard plus 1 (balkon z widokiem na jezioro) – 250 pln
• Pokój 4 osobowy studio – 240 pln
• Pokój 4 osobowy studio A – 290 pln
• Apartament maks. 4 osobowy – 400 pln
• Dostawka – 70 pln
• Pobyt dziecka do 3 lat w łóżku rodziców – gratis
• Łóżeczko dla dziecka – dopłata 20 pln/dobę
• Pobyt zwierząt – dopłata 30 pln/dobę
Ceny posiłków:
• Śniadanie – 30 pln
• Obiad – 35 pln
• Kolacja – 30 pln
• Uroczysta kolacja w piątek 17.09 – 115 pln (zamiast obiadu i kolacji)
• Dzieci do lat 3 – posiłki za darmo
• Dzieci w wieku 4 – 8 lat – 50%
• Dzieci w wieku 9 – 14 lat – 75%
Parking przy hotelu bezpłatny. Możliwość skorzystania z sali konferencyjnej bez dodatkowych opłat. Ośrodek przyjmuje zwierzęta. Pokoje usytuowane są na piętrach, w hotelu znajdują się windy.
W CENIE POBYTU SAUNA PAROWA, SUCHA, SOLANKOWA, SALA FITNES Z WYPOSAŻENIEM, TENIS STOŁOWY, PIŁKARZYKI.
Możliwość wykupienia torów do bowlingu (kręgle) oraz pakietów na strzelnicy pneumatycznej.WARUNKI REZERWACJI:
W celu rezerwacji prosimy o indywidualny kontakt z recepcją Hotelu Biały pod adresem mailowym info@hotel-skorzecin.pl oraz pod numerami telefonów:
607 488 484, 61/477 01 58.
W recepcji podajemy termin, w którym chcemy przyjechać, ilość osób, rodzaj wybranego pokoju oraz ilość wybranych posiłków. Recepcja indywidualnie wylicza kwotę rezerwacji i wysyła numer konta do wpłat na maila lub SMSa.
Warunkiem rezerwacji jest wpłata zaliczki w wysokości 30% całej kwoty pobytu w nieprzekraczalnym terminie do 31-go lipca 2021 roku.
UWAGA! Bardzo ważne wskazówki dotyczące dojazdu!
Kierując się do Hotelu Białego w Skorzęcinie ustawiamy w nawigacji miejscowość WITKOWO (62-230). Dopiero w Witkowie wpisujemy Skorzęcin 52 lub Hotel Biały Skorzęcin. W przeciwnym razie nawigacja poprowadzi 10 km przez las przez prawdziwy off road – członkowie zarządu już go zaliczyli 😊
Dokładne dane kontaktowe:
Hotel Biały
Skorzęcin 52
62-230 Witkowo
tel. 61 477 01 58
info@hotel-skorzecin.pl
Adres strony www: http://www.hotel-skorzecin.pl/
Serdecznie zapraszamy do uczestnictwa w jubileuszowym XXX-tym Zjeździe Związku Rodu Żółtowskich!
ZARZĄD -
Dobra książka, to moja pasja
Zainspirowany artykułem w dziale czytelnictwo (kwartalnik nr 95,96), a także za namową honorowego Prezesa Rafała oraz Eli z Kutna chciałbym krótko przybliżyć tematykę swojej domowej biblioteki. Tematyka mojej biblioteki jest różnorodna – od literatury popularnonaukowej, literatury tematycznej – przez najbliższych humorystycznie określanej również jako literatura „branżowa” z zakresu BHP i ochrony Ppoż., przez książki związane z medycyną, szeroko pojętymi służbami mundurowymi, biografie lub autobiografie osób, które znam z biegowych tras, a na rasowych kryminałach kończąc.
To właśnie jeden z toruńskich autorów kryminałów Robert Małecki – na początku 2018 roku zaszczepił we mnie pasje do nałogowego czytania pisanego przez siebie gatunku.
Z roku na rok mój kryminalny księgozbiór się rozrasta. Dzięki wspomnianemu już wcześniej Robertowi miałem również okazję uczestniczyć w kilku festiwalach książki czy festiwalach kryminału. Jest to doskonała okazja do nabycia nowych pozycji na preferencyjnych warunkach, ale przede wszystkim do spotkania i rozmów zarówno z autorami jak i fanami gatunku, ale również wysłuchania ciekawych zawężonych tematycznie prelekcji. Prelekcje te prowadzą osoby, które są praktykami w danej dziedzinie kryminalnej, a bez których dobry kryminał nie byłby w stanie powstać. Takie osoby również znam z lokalnego środowiska czy z tras biegowych.
Każdą książkę zaczynam czytać… od końca czyli od streszczenia fabuły na okładce cytatów z danej książki na skrzydełkach, ale przede wszystkim od podziękowań autora – znając grono ekspertów z którymi autor się konsultował pisząc książkę, wiem czego się mogę spodziewać po lekturze. Prócz tego zanim sięgnę po książkę czytam recenzje i opinie na ogólnopolskich portalach czy blogach dla „moli książkowych.”
Najtrudniejsze w zdobyciu książek były początki. Zaczynałem od lokalnych bibliotek; jednak z czasem stwierdziłem, że to nie o to chodzi. Kolejnym etapem rozwoju czytelniczej pasji było wypracowanie relacji z lokalnymi – lokalnymi i kameralnymi księgarniami! – nie sieciowymi molochami księgarń dostępnych po kilka w każdym z miast przeważnie w centrach handlowych oraz z wybranymi wydawnictwami kryminałów. Jednak o tym w kolejnej części artykułu…..
Tak oto obok aktywności sportowej i jeszcze kilku innych pasji, które posiadam, czytelnictwo stało się, kolejnym moim „konikiem.”MACIEJ DROŻDŻAL z Torunia.
k
-
Deszcz
Kiedy spadnie
Pierwszy deszcz wiosenny
Wyzbędę się trosk i zmartwień
Słońce rozbłyśnie
A w sercu zakwitną konwalie
Kiedy spadnie
Pierwszy deszcz wiosenny
Niebo rozjaśni się dla mnie
Spostrzegę miłość
Zanurzę się w niej jak w wannie
Odetchnę z ulgą
Z pierwszym powiewem wiatru
Włosy odgarnę jak liście
I wejdę z uśmiechem
W to nowe życie
Gdzie jasno jest i przejrzyścieALEKSANDRA KOSIŃSKA
-
Zapiski z rejsu dookoła świata. Cz. IX – powrót do domu
Ocean Indyjski był gładki jak toń jeziora w bezwietrzny dzień, podobnie Morze Czerwone, na które wpłynęliśmy pełni obaw. Dwa tygodnie wcześniej piraci porwali tam załogę polskiego statku „Bolesław Chrobry”- jej los był nieznany. Szczęśliwie zacumowaliśmy na redzie Suezu. Mając kilkanaście godzin do dyspozycji postanowiliśmy w kilka osób udać się na zwiedzanie Kairu. Przez radio wezwaliśmy wodną taksówkę, która miała nas odstawić na ląd. Stateczek pojawił się zaskakująco szybko. Podczas drogi do portu podpłynęła kolejna taksówka i między szyprami doszło do gwałtownej wymiany zdań. Okazało się, że nasz przewoźnik podebrał klientów koledze. Sytuacja wyglądała groźnie do momentu, gdy do dyskusji włączył się nasz pasażer Andrzej, który przebywając kilka lat w Libii na kontrakcie, nauczył się arabskiego. Wypowiedział kilka słów w tym języku i zapadła głucha cisza. Wkrótce przewoźnicy się dogadali (kilka banknotów) i popłynęliśmy dalej. W porcie straciliśmy cenną godzinę, gdyż celnik poszedł się pomodlić do meczetu (był Ramadan). Wynajętą taksówką w niespełna półtorej godziny dotarliśmy do Kairu. Po drodze mijaliśmy liczne bazy wojskowe. W Kairze, metropolii liczącej wówczas ok. 16 mln mieszkańców wynajęliśmy przewodnika o imieniu Hassan, absolwenta socjologii na Uniwersytecie w Aleksandrii. Po studiach nie mógł znaleźć pracy w swoim zawodzie, więc nauczył się angielskiego i żył z oprowadzania turystów. Najpierw udaliśmy się do piramidy Cheopsa. Gospodarza nie zastaliśmy w domu – przebywał w British Museum. W ramach rekompensaty podczas zwiedzania zgaszono światło co wywołało pewne wrażenie. Po wyjściu z piramidy obowiązkowe zdjęcie na jej tle. Ani się spostrzegłem, jak za mną ustawił się sprytny Arab (przepraszam: Egipcjanin) i za pozowanie wraz z wielbłądem zażyczył sobie dolara. Dolara odmówiłem ale na otarcie łez dostał pudełeczko kremu Nivea i był zachwycony. Sfinks w opłakanym stanie był w trakcie remontu i wejście na teren budowy było zabronione. Sprytny miejscowy przewodnik za drobną opłatą przeprowadził nas przez dziurę w płocie i jeszcze stworzył możliwość obejrzenia rekonstrukcji statku, jakim spławiano kamienie z Sudanu na budowę piramid. Tu trzeba nadmienić, że dawniej ściany piramid były gładkie, obłożone płytami z alabastru. Z tego alabastru wybudowano później największy meczet w Kairze. Ponieważ podczas zwiedzania zgłodnieliśmy, udaliśmy się do przyzwoicie wyglądającej restauracji. Na posiłek musieliśmy jednak poczekać, gdyż podczas Ramadanu wolno jeść dopiero po zmroku. Umowny zmrok nastąpił o godz. 17.00 i mogliśmy posilić się kurczakiem z ryżem. Na przystawkę podano nam coś zapieczonego w liściach z winogron, co zapewne wcześniej biegało a może i fruwało – wolałem nie dociekać. Po obiedzie udaliśmy się na ogromny bazar – gdyby nie przewodnik zapewne byśmy się zgubili. Można było kupić absolutnie wszystko. Po zmroku wjechaliśmy na wieżę widokową o wysokości 160 metrów – wokół morze świateł, od których odcinał się ciemny obszar z błyskającymi pojedynczymi ognikami. To był stary Kair – „miasto umarłych”. Panował tam wielopokoleniowy zwyczaj chowania zmarłych właścicieli w piwnicach ich domów, nie pozostawały one jednak niezamieszkałe, gdyż zasiedlała je biedota. Podróż taksówką przez tę dzielnicę wywołała gęsią skórkę. Na statek wróciliśmy o 1.00 w nocy. Towarzyszący nam do końca Hassan mimo Ramadanu dał się skusić na piwo (i to niejedno), twierdząc, że o tej porze Allah już śpi. W rzeczywistości przyznał, że jest niezbyt religijny. Zwierzył się, że bardzo mu zależy na pieniądzach, gdyż chce kupić sobie żonę. Zaintrygowani tym wyznaniem zapytaliśmy dlaczego się żonę kupuje i ile kosztuje? Wyjaśnił nam, że jest zwyczaj zapłaty ojcu dziewczyny za jej wychowanie. Ceny są różne. Żona z „dobrego domu”, ładna i wykształcona to koszt ok.5-6 tys. dolarów, natomiast niezbyt urodziwa, bez wykształcenia i z ubogiej rodziny kosztuje ok. 4 tys. Zasugerowaliśmy mu, że warto „dozbierać” na bardziej atrakcyjną. Hassan był innego zdania. Stwierdził, że ta biedna i mało atrakcyjna z pewnością na zawsze pozostanie przy mężu, natomiast posiadająca liczne atuty już niekoniecznie, a pieniądze przepadną. Na pewno usłyszelibyśmy inne ciekawe opowieści, ale o 2.30 podnosiliśmy kotwicę i czas było się pożegnać z sympatycznym Egipcjaninem. Podróż przez Kanał Sueski i Morze Śródziemne przebiegła bez istotnych wydarzeń. W Zatoce Biskajskiej jak zwykle sztormowo 8st. w skali Beauforta i nikogo to nie dziwiło, ale kapitan wydawał się być wyjątkowo niespokojny. Zapytałem o co chodzi? Powiedział, że pod pokładem mamy wyjątkowo niebezpieczny ładunek, a mianowicie ciężkie lokomotywy do układania torów – gdyby któraś z nich zerwała mocujące liny, to wyjechałaby nam przez burtę. Po 4. miesiącach rejsu przybiliśmy do Rotterdamu. Podczas cumowania miała miejsce niezwykle niebezpieczna sytuacja – pękła jedna z cum rufowych, na szczęście wszyscy zdążyli się cofnąć. Lina taka bez trudu jest zdolna przeciąć człowieka na pół. Oczywiście cook nie omieszkał wypomnieć nam połowu rekinów i klątwy, którą on niesie. Po spuszczeniu trapu natychmiast pojawiła się „czarna brygada” i nie interesowała się papierosami ani alkoholem, a jedynie koralowcami. Niczego nie znaleźli. Ładownie z koprą, które napełniano na Wyspach Salomona przez 4 dni zostały opróżnione za pomocą gigantycznego „odkurzacza” w ciągu 4 godzin. Wyokrętowaliśmy zabierając bagaż podręczny oraz zakupiony w Azji sprzęt elektroniczny. Reszta rzeczy w zaplombowanym kontenerze innym statkiem popłynęła do Gdyni. Na granicy celnik zorientowawszy się, że ma do czynienia z marynarzami wracającymi po wielu miesiącach do domu, nawet nie spojrzał na bagaż. Powróciłem do mojej dzielnej żony, która w czasie rejsu opiekowała się dwójką maluchów. Po kilku dniach otrzymałem wiadomość o przybyciu kontenera do Gdyni i udałem się po odbiór reszty rzeczy. Było tego niewiele i odprawiający celnik ze zdumieniem zapytał czy w rejsie byłem po raz pierwszy? Faktycznie, po raz pierwszy i jak dotąd ostatni.
Rejs ten był swoistym fenomenem, gdyż wielu członków załogi rozstając się ze sobą uroniło łzę, to się normalnie ludziom morza nie zdarza. Znajomość, a nawet ośmielę się stwierdzić – przyjaźń z kapitanem zachowałem do czasu jego odejścia na wieczną wachtę. Zażyłość z II oficerem Marianem (od wielu lat kapitanem) i jego żoną Małgosią trwa do dziś, widujemy się przynajmniej raz w roku i im zawdzięczamy Zjazd Rodu Żółtowskich, który miał miejsce w Szaflarach. Tak więc wartością tej przygody są nie tylko piękne wspomnienia ale także, a może przede wszystkim więzi międzyludzkie. Pewien kapitan żaglowca stwierdził kiedyś: „nie ważne dokąd ale z kim żeglujesz”.MARIUSZ ze Sztumu. -

Polski Neptun na Helu
15 sierpnia 2020 r. odbyła się na Helu wspaniała uroczystość odsłonięcia rzeźby Neptuna w obecności przedstawicieli władz Polski, zaproszonych gości z Włoch, a także przedstawicieli Związku Rodu Żółtowskich.
Rzeźba Neptuna na Helu jest wzorowana na posągu Neptuna z Bolonii – która oczarowała autora.
Arkadiusz Żółtowski z Płocka spełnia swoje marzenie i nad polskim morzem stawia posąg rzymskiego boga wód. Przedsięwzięcie to, było ogromnym wyzwaniem, pełnym trudu i zaangażowania wielu osób – ogromnym, bo wykonana z jednego bloku granitu portugalskiego o wadze 34. ton.
Rzeźba natomiast o wys. 3,4 metry waży 2,3 tony. Można sobie wyobrazić ile zapału i wytrwałości trzeba mieć, aby „udźwignąć” to marzenie.Ogromne podziękowania dla członka naszego rodu Arkadiusza Żółtowskiego, za wręczenie pamiątkowych medali przedstawicielom zarządu Związku Rodu Żółtowskich, przybyłych na odsłonięcie rzeźby „Polskiego Neptuna” na Helu.
-
Marzenie
Chciałabym słyszeć szum oceanu,
Wyciągać ręce ku tęczy,
Móc przejść przez życie z pełnym uśmiechem
Głowy bólem nie męczyć.
Chciałabym gasić świece wieczorem,
Zaciągać ciężkie kotary,
Nie dzielić Ciebie ze światem okrutnym,
Miłość skrywać wspaniałą.
Dotknij mnie lekko, rzęsą o rzęsę
Tchnij we mnie życie na nowo.
Oddam Ci siebie w zwiewnej sukience
I z rozczochraną głową.
ALEKSANDRA KOSIŃSKA
-
Korespondencja sprzed lat
Kochany Dziadziu!
Za zbliżającym się końcem Roku szkolnego kazali nam donieść Dziadzi dzień do wyjazdu na wakacyje przeznaczony, który tego Roku znowu będzie ósmy lipca. Kazali nam również poprosić Dziadzię, aby niedługo pieniądze na podróż potrzebne przysłał albo też doniósł, czy ktoś po nas tu przyjedzie, albo jeżelibyśmy sami jechać mieli, to zaraz prosto z Wiednia stać się mogło, i żebyśmy z inemi Polakami nie potrzebowali jechać do Oderberga albo do Krakowa. A to głównie z powodu tego byśmy Dziadzię prosili, że najprzód pociąg, którym Polacy ini zawsze wyjeżdżają o jedenastej wieczorem z Wiednia wychodzi, więc trzeba noc całą jechać, a podróż taka nocna jest zawsze dosyć męcząca, bo nawet porządnie zasnąć niemożna w tak bardzo licznym towarzystwie. Potem także jeżelibyśmy mieli jechać jednym ciągiem przesiąść byśmy się musieli w Oderbergu jeszcze prawie w nocy, przy czem by się łatwo jakie bałamuctwo z naszemi kuframi między tyloma wieloma podobnymi stać mogło.
Przytem jadąc tym pociągiem zapewne dopiero zupełnie wieczorem w Czaczu byśmy staneli. – Jadąc natomiast osobno, albo dajmy na to z Panem Gozdziewskim, wyjechalibyśmy o dwanaście godzin wcześniej, we Wrocławiu wieczorem już bylibyśmy, gdzie przenocowawszy, na drugi dzień w południe już w Czaczu byśmy być mogli. Wreszcie zdaje mi się że jechalibyśmy część drogi osobno zrobić musieli, toby i druga część większych nie robiła trudności. Bardzo nam było przykro zmartwienia nabawić Dziadzi naszemi cęzurami, ale tem bardziej się staramy, najważniejsze, roczne cezury dobre dostać, do czego się też nie mało przyczyni większe zadanie piśmienne, które niezadługo pewno dostaniemy, i które z największą pilnością i pomocą Boską będziemy się starali dobrze zrobić. Pewno i u nas w ostatnim czasie deszcze padały, bo my tu już od tygodnia prawie brzydki czas i deszcze mamy. – Spodziewam się więc że się teraz porządnie wypada, ażeby wakacye dosyć były przynajmniej suche.
Całuję kochanemu Dziadzi rączki i zostaję jego przywiązanym wnukiem.
Jaś ŻółtowskiKalksburg. 19.6.1886 r.
Kochany drogi mój Jasiu,
Bardzo chętnie się na to zgadzam, abyście podróż waszą osobno i w dzień odbyli, będzie to mniej męczące i korzystniej dla Was, bo zobaczycie przynajmniej okolice przez które będziecie przejeżdżać. Jak już do Izia pisałem Bunia życzy sobie abyście nasamprzód do Chołoniewa pojechali, gdyż ma wstąpić jeszcze do wód wyjechać musi. Nam się także do wód będzie trzeba wybrać, ale do których to dopiero będzie zależało od zdania lekarzy. Kiedy jak mi piszesz ósmego Lipca już będziecie mogli z Kalksburga wyjechać to Pan Goździewski 7 na noc już tam przyjedzie, abyście zrana zaraz pojechali z nim do Wiednia skąd około południa wyjedziecie do Krakowa gdzieś przed dziesiątą a zatem o tej porze Roku za dnia jeszcze staniecie. W Krakowie zatrzymacie się przez piątek i możecie korzystać z tej sposobności aby odwiedzić Panią Jenny Kwaśniewską, przy czem wypada aby każdy z Was dał po 10 reńskich jej synkowi, który jest krzesnym. Z Krakowa wyjeżdżając o ósmej zrana w sobotę staniecie we Lwowie około czwartej gdzie znowu przenocować trzeba, gdyż żaden pociąg o tej godzinie już do Brodów nie wychodzi, a nazajutrz wyjeżdżając po piątej ze Lwowa będziecie o wpół do dziesiątej w Radziwiłłowie gdzie na Was konie z Chołoniewa czekać będą. Pan Goździewski odda każdemu z Was po 100 reńskich na koszta podróży bo już jesteście w tym wieku że sami powinniście umieć o sobie radzić. Gdyby wczemkolwiek zmiana jaka zajść miała natychmiast Was zawiadomię a teraz tysiącznie Was obu najserdeczniej ściska najprzywiązańszy dziadzia.
M.Ż.
27.6.86. -
Korespondencja sprzed lat cd.
Łaskawemu Panu Hrabiemu Dobrodziejowi spieszę donieść iż wczoraj odebrałem list od Jasia w którym mi donosi iż wakacye już się 8 lipca rozpoczną. Czyniąc więc zadość życzeniom Pana… ( tu wiele wyrazów nieczytelnych). Mogli by tego dnia z Kalksburga wyjechawszy stanąć wieczorem w Krakowie, tam przez piątek wypocząć, w sobotę wyjechać z Krakowa stanąć na nocleg w Radziwiłłowie i nazajutrz po wysłuchaniu mszy do Chołoniowa się puścić. Podróż tak urządzona zajmie wprawdzie cztery dni, ale chłopcy proszą aby ją dniami tylko odbyć mogli, co dla nich mniej męczące i korzystniejsze, gdyż się przynajmniej okolicom przez które przejeżdżają przypatrzyć mogli.
Mój sekretarz pojedzie po nich do Kalksburga, odwiezie ich do Radziwiłłowa. Są oni wprawdzie już w tym wieku żeby tę podróż sami odbyć mogli, dodaję im więc towarzysza jedynie dla mojej spokojności, będzie on miał wszakże polecenie aby tylko wrazie koniecznej potrzeby niemi się zajął a z resztą wszelką im pozostawić swobodę, aby przywykli sami sobą rządzić się. Względem wód do których wypadnie nam dla Jasia jechać, toczy się korrespondencya między lekarzem z Kalksburga i tutejszym który znając Jasia od lat kilku bardzo dokładnie z jego usposobieniem jest obznajomiony, ale jeszcze żadne stanowcze nie zapadło postanowienie. Gdyby jakakolwiek nieprzewidziana zmiana zajść miała w powyższych projektach nieomieszkam o tem Panią hrabinę zaraz zawiadomić a teraz łącząc wyrazy głębokiego mego uszanowania zostaję z wysokim szacunkiem i poważaniem Pana Dobrodzieja najżyczliwszy sługa.M.Ż.
Skurcze pod Tarczynem D.14 Lipca 1886 r.
Na Wołyniu
Kochany Dziadziu
Bardzo Dziadzię kochanego przepraszam, żem do Niego od naszego z Kalksburga wyjazdu nie pisał, ale w dzień przed odejściem poczty ze Skurcza jeszcze po podróży trochę zmęczony byłem i trochę mnie głowa bolała, a więc Izia poprosiłem aby Dziadzi doniósł, żeśmy szczęśliwie najprzód do Chołoniowa, a z tamtąd do Skurcza przybyli. Wczoraj z Łucka wróciliśmy dokądeśmy z Wujciem Xianiem pojechali aby sobie miasto oglądnąć. Byliśmy tam na mustrze jednego pułku piechoty a potem i konicy która nam się zwłaszcza bardzo podobała. Stoi teraz bowiem kilka pułków wojska (około 5000 żołnierzy) pod Łuckiem obozem, a ma później stać dziesięć tysięcy. Mała córeczka Wujcia Xiania, Zosia bardzo jest ładniótka i sprytna, a przytem już biega wcale nie źle i mówić zaczyna, tylko w ostatnich dniach jest trochę niezdrowa bo ząbki dostaje. Buni zdrowie nie bardzo służy, dosyć jest osłabiona i nie dobrze chodzi, zamierza zatem w połowie lata do wód pojechać ale nie wie jeszcze dokąd. Izio tu jeździ Wujcia Xiania wierzchowca, siwego i bardzo dzielnego, który jest większy od karego wierzchowca Czackiego, ale wiele jest od niego silniejszy; ja jeżdżę na starym czarkiesie który u Wujcia przez jakiś czas w zaprzęgu chodził, lecz z profesyi jest koniem wierzchowym , a chociaż stary i brzydki, to przecież jeszcze doskonały. Nie wiele już mam czasu bo się kolacja zbliża a jutro raniuteńko poczta odchodzi, przytem też już nic więcej do pisania, kończę zatem całując kochanemu Dziadzi rączki i zostając jego przywiązanym wnukiem.
Jaś Żółtowski















