Relacja z VI Zjazdu Rodu Żółtowskich


Lidka z Sulechowa oraz B. W.

Ciechocinek 29 maja -1 czerwca 1997 r.

„Gdy Ogończyk Cię zaprasza Nie odmawiaj! Tak nie trzeba! To Rodzina Cię zwołuje a nie sąsiad, nie kolega”

Rafał z Korycina

Na jesiennym posiedzeniu Zarządu podjęto uchwałę o kolejnym zjeździe, padały różne propozycje co do miejsca. Zobowiązani przez Zarząd Jarosław ze Skierniewic i Rafał z Korycina wyruszyli na poszukiwanie miejsca, które odpowiadałoby różnym gustom Żółtowskich. Po wielu propozycjach ponowniepadło na Kujawy (ciągnie wilki do lasu). Tym razem Ciechocinek – wybór był trafny. Ośrodek Wypoczynkowy Amazonka. W lutym po rozmowach z dyrekcją – rezerwacja na maj. Amazonka, dom wypoczynkowy położony między Parkiem Zdrojowym a Wisłą. Własny klub jeździecki, duży hotel, domki typu „Brda”. Na spotkanie przybyło 80 osób, rozpiętość wiekowa 3-88 lat. Młodzi wybrali domki, a starsi część hotelową.

W dniu 28 maja w godzinach popołudniowych zaczęli przyjeżdżać pierwsi goście. Jako pierwsza zameldowała się niezawodna „Syrenka bydgoska”, czyli Janina i Stefan, nasi seniorzy, którzy przyjeżdżają od pierwszego zjazdu w Zajączkowie (1993 r.), są pełni radości, ciepła, pogodni. W tym roku zabrali ze sobą wnuczkę Olę; chcą, by poznała tak liczną rodzinę. Następnie przybyła pisząca te słowa Lila – Lidka z Sulechowa. Zajęłam domek, a tu dojechała Łódź – Wacławowie z synem Januszem, który mieszka i pracuje na uczelni w Szczecinie; zabrali wujka Karola z Warszawy-Wawra. Zameldował się Korycin, Skierniewice, Szczecin, Poznań, Warszawa. W końcu straciłam orientację; pogubiłam się wśród tylu radości, przywitań, okrzyków, uścisków, zamieszania. Patrząc przez te lata od września 1993 (Zajączków) poprzez Soczewkę, Ruciane, Lucień (nie byłam tam osobiście, opiekowałam się mamą) po Ciechocinek, jak te nasze Żółtowskie dzieci i młodzież urośli, jacy są kochani i dobrzy; wybaczą mi, że nie zdołałam zapamiętać ich imion. Jakie wydają mi się podobne do siebie, przecież to rodzina, same Ole, Anie, Monika (jedna), Magdy, Maćkowie, Michałowie, Marcinowie, Włodek, Adaś. Powstały trwałe przyjaźnie, a i my się znamy, lubimy, rozumiemy wzajemnie, powstają mocne więzi.

W środę po kolacji, w domku Stefanii i Rafała odbyło się zebranie przy kawie i lampce powitalnego alkoholu. Zarząd omówił program pobytu w Ciechocinku. Natalia, Barbara i Stefania zajęły się wypisywaniem i wręczaniem identyfikatorów z napisem „VI Zjazd Rodu Żółtowskich – Ciechocinek 29.06.97 r. – 1.07.97 r.”, z miejscem na wpisanie imienia i miejscowości. Jarek rozprowadzał nowe breloczki zjazdowe oraz breloczki z poprzednich zjazdów. U Rafała można było nabyć książki oraz kasety video za zjazdów. Spotkanie środowe u Stefanii przeciągnęło się do godzin nocnych.

Czwartkowe rano obudziło nas słońcem, parking ośrodka zapełnił się samochodami o różnych rejestracjach – to dojechali Żółtowscy z odległych stron wieczorem lub nocą. Po śniadaniu w grupach udaliśmy się do kościoła na Mszę Świętą, a potem uczestniczyliśmy w procesji Bożego Ciała. Po obiedzie kawa, rozmowy w gronie rodzin. Po godz. 16. zebraliśmy się w sali konferencyjnej na zebraniu. Obrady otworzył Prezes Zarządu Andrzej Ludwik z Warszawy; przywitał nas ciepłymi i radosnymi słowami. Odczytano sprawozdanie z działalności oraz relację o pracy Zarządu. Maciek, syn Ani i Marka z Poznania zaśpiewał hymn Ród Żółtowskich ze słowami Marka z Poznania; sprawozdanie finansowe przedstawił Jarek ze Skierniewic, o pracy z młodzieżą mówił Piotr z Płocka, problemy „Kwartalnika” omawiała Bożena z Warszawy i Iwona z Warszawy. Potem wolne wnioski, sprawy bieżące, dyskusja. Padło pytanie: „po co przyjeżdżamy na Zjazdy?” i każdy odpowiadał kolejno; udzielano różnych odpowiedzi. Nastąpiła prezentacja nowo przybyłych Zółtowskich przed kamerą Rafała. Marek z Poznania, „dokumentalista”, przywiózł pokaźny zbiór zdjęć ze wszystkich zjazdów, oglądaliśmy je z radością; zaczęły się wspomnienia, ustalano kto przyjechał, kogo brak i co się z nimi dzieje.

Marek z Poznania pisze wiersze i przez lata ukrywał się z tym przed tak licznym zgromadzeniem. Postanowiono, że w sobotnie popołudnie nastąpi wieczór poezji Markowych wierszy, a także wspomnień córek Stanisława Żółtowskiego z Kadzewa.

Młodzi Żółtowscy jak zwykle tłumnie oblegali Michała z Lasek, od którego bije tyle ciepła, radości i dobroci. Michał opowiada ciekawie nie tylko dla młodych. Wszyscy słuchamy go przy każdej okazji z wielką przyjemnością.

Młodymi zajęli się dalej Iwona z Warszawy i Janusz ze Szczecina. Zorganizowali wystawę przywiezionych kolekcji i prac, za które zostały wręczone dyplomy dla każdego ze znakiem rodowym „Ogończyk”. Młodzi tłumnie oblegali bilard. Zabawy we własnym gronie, jazdy, pokazy na łyżworolkach były bardzo popularne. Zbierano się też przy kawie na wspominki, przypominając zabawne historie związane z pobytem na zjazdach oraz dowcipy powiązane z naszym nazwiskiem. Bogusia z Białej Starej jak zawsze wiedzie prym; tym razem przywiozła śpiewnik zjazdowy, śpiewała różne piosenki wspomagana przez resztę rodziny.

Piątkowy dzień przywitał nas szaro-buro. Po śniadaniu większość z nas udała się na wycieczkę autokarową do Torunia, który przywitał nas kropelkami deszczu. Na parkingu oczekiwała na nas Bożena z Żółtowskich z synami Maćkiem i Adamem Drożdżałami. Pełniła, jak przystało na toruniankę, funkcję gospodyni i przewodnika po mieście, grodzie Kopernika. Ciekawie opowiadała legendy, humorystycznie o niektórych zabytkach. „Krzywa wieża – dlaczego?”, „fontanna z żabami” oraz „małpia wyspa”. A na serio interesująco przedstawiała historię związaną z miastem. Zwiedziliśmy Stare Miasto, Muzeum Kopernika, katedrę, obejrzeliśmy pomnik Kopernika i odbyliśmy seans w planetarium.

Odwiedziliśmy sklep firmowy z piernikami. Wstąpiliśmy na kawę, nastąpiła degustacja różnego rodzaju kawy w uroczej kawiarence o egzotycznej nazwie Żegnaj Afryko; dzieciaki oczywiście odwiedziły McDonalda. Filmował Rafał. Na zakończenie pobytu w Toruniu Mieczysław wręczył piękny bukiet czerwonych róż Bożenie, dziękując za miły pobyt w mieście.

Bożena miała łzy wzruszenia w oczach. Adaś ze Szczęsnego wręczył Bożenie bukiecik konwalii. Adam, syn Bożeny oraz Romek z Korycina zbierali dla kolekcjonerów Żółtowskich podstawki do piwa. Z uśmiechem wracaliśmy na spóźniony obiad, połączony z kolacją, do Amazonki.

Wszyscy prawie codziennie wędrowali do stajni klubu jeździeckiego, aby jedni powspominać swoją młodość, inni, aby pojeździć konno, jeszcze inni, aby poznać konia. Dla pociech radością i atrakcją były kuce, karmienie cukrem i zabawa z nimi.

Wielu Żółtowskich dojeżdżało w trakcie Zjazdu, choć na jeden dzień, aby zobaczyć się i spotkać, tak jak Mirela i Mariusz ze Sztumu czy Bożena z Marianem i dziećmi oraz Ciocia Kazia (82 lata) z Torunia, albo Urszula, Helena i Józek też z Torunia. Dojeżdżał też do nas Tadeusz – bioenergoterapeuta, który ustawiał nam kręgosłupy i pomagał przy innych schorzeniach. Przyjechał Tomek, syn Wacława z Kielc, którego poznałam w Zajączkowie jako ucznia liceum, a obecnie jest już studentem. Dojechały też Police.

Elżbieta i Wacław z Łodzi przywieźli w roboczym wydaniu 4 egzemplarze „Monografii Rodu Żółtowskich”. Rozpoczęta ciężka praca ich syna śp. Michała zaowocowała książką, którą opracowali po jego śmierci rodzice i brat. Oglądaliśmy, nanosiliśmy poprawki, uzupełnialiśmy. Obiecali, że do końca roku dzieło będzie gotowe. Krystyna – „Kicia” ze Szczęsnego, która wnosi tyle radości i ciepła, przywiozła albumy starych zdjęć rodzinnych. Jej syn Adam przedstawił pokaźną kolekcję podstawek do piwa. Wieczór minął na miłych pogawędkach w domku Basi, Natalii i Jarka.

Bardzo ciekawe spotkanie odbyło się u nas, tj. w domku Michała, Bożeny, Iwony i moim. Przyszła Kicia i pokazując stare fotografie opowiadała o rodzinie. Michał, który nie tylko wspaniale opowiada, ale też wspaniale słucha, sprowokował Kicię do szczegółowszych opowieści, włączyła się też Iwona. Potem opowiadała Bożena. Przybył Janusz, Andrzej Ludwik – rozmowy, rozmowy, ciche, prawdziwe. Rozchodziliśmy się wzruszeni.

W nocy przeżyłyśmy z Bożeną nieprzyjemny incydent związany z końmi w stajni. Rano wyjaśniło się, że koń wyszedł z boksu i stąd wiele zamieszania, a także okrucieństwa człowieka.

Sobota, kolejny dzień naszego pobytu. Chmury na niebie, ale to nam nie przeszkadzało, humory dopisały, wesoły nastrój. Po śniadaniu udajemy się do kościoła parafialnego na Mszę Świętą.

Przed kościołem licznie zabrali się Żółtowscy, przyjechała trzypokoleniowa rodzina z Kutna. Msza św., połączona z homilią o ważności rodziny, odprawiona była w intencji zdrowia i pomyślności, o szczęśliwy powrót do domów oraz o spokój duszy Śp. Żółtowskich. Do Mszy św. służyli bracia: Marcin i Maciek, synowie Ani i Marka z Poznania. Całość oczywiście filmował Rafał. Tradycyjnie już zrobiono zdjęcia.

Po powrocie do ośrodka pogawędki, spotkania, obiad. Wyjrzało słońce jak uśmiech na twarzy, rozpoczęliśmy wycieczkę bryczkami po mieście; przewodnik pokazał nam uzdrowisko, tężnie, park, miasto oraz opowiedział historię miasta. Po wrażeniach wycieczkowych zebraliśmy się na wieczór poezji Marka z Poznania. Recytował sam autor oraz Bożena z Warszawy i Iwona z Warszawy; na zakończenie wiersz Marka zaprezentowała aktorka Teatru Dramatycznego Irena z Żółtowskich Byszewska. Wsłuchiwaliśmy się w słowa i stało się uroczyście. Marek niezwykle skromny, głęboko przeżywał to spotkanie. My chyba też. Potem wspomnieniami z dzieciństwa, okupacji, wysiedlenia, dziejów powojennych podzieliła się Maria z Żółtowskich Glińska i Irena z Żółtowskich Byszewska. Wydrukujemy je w najbliższym numerze „Kwartalnika”.

Późnym wieczorem część członków Zjazdu udała się na tańce do restauracji.

Dzień 1 czerwca pozostał nam na wymianę krótkich uwag ze słowami „do zobaczenia za rok na kolejnym zjeździe w 1998 r.” Całemu Zjazdowi towarzyszyła miła atmosfera, uroku dodawał wystrój wnętrz restauracyjno-kawiarnianych ośrodka, gdzie spożywaliśmy smaczne posiłki.

Iwonka z Warszawy podała jako skrzynkę kontaktową swój adres domowy z prośbą o refleksje, referaty, wspomnienia o zjazdach; ona wszystko opracuje i odda do druku w „Kwartalniku”.

Sulechów. Czerwiec – Lipiec 1997 r.
Warszawa, Listopad 1997 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *