Moje wrażenia z pielgrzymki do Włoch


Joanna Narkiewiczówna

Muszę powiedzieć, że Stefan Żółtowski ze swoją propozycją dołączenia do wycieczki – pielgrzymki rodziny Żółtowskich do Włoch „spadł mi jak z nieba”. Właśnie obie z mamą musiałyśmy, niestety, zrezygnować z wyjazdu do Rzymu na Światowy Dzień Młodzieży, gdy nagle, dwa dni później, zadzwonił Stefan. Dostrzegając w tym palec Boży, podjęłyśmy pozytywną decyzję i gdy nadszedł październik, rozpoczęłyśmy przygotowania do podróży. Wprawdzie, na dobry początek wycieczki „w ciepłe kraje”, trochę zmarzłyśmy, czekając na opóźniony autokar z Białegostoku, ale za to letnia pogoda we Włoszech i trasa pielgrzymki szybko wymazały ten drobiazg z pamięci.

Chociaż realizacja programu wymagała od uczestników wiele samozaparcia i wytrzymałości, to, co było dane nam obejrzeć, wynagradzało wszystkie trudy. Prześliczne krajobrazy, fascynujące budowle, klimat niezwykłości tej jednej z kolebek europejskiej cywilizacji sprawiły, że przez kilka dni trwałyśmy jak w transie w wielkim urzeczeniu i zachwycie nad niepowtarzalnością, wyjątkowością kraju, w którym Pan Bóg zgromadził tyle piękna.

Szczególne wrażenie wywierały na nas wiekowe świątynie, których – zgodnie z intencją pielgrzymki – było na naszym szlaku najwięcej. Zaprawdę, ich twórcy oraz ówcześni wierni musieli bardzo kochać Boga, skoro ku Jego chwale wznieśli istne dzieła sztuki. Codziennie w którymś z odwiedzanych kościołów uczestniczyliśmy w krótkiej Mszy św., odprawianej przez towarzyszącego nam w pielgrzymce naszego kapelana, ks. Józefa Grzeszczuka, którego słowo zawsze nas umacniało i skłaniało do refleksji nad każdym przeżytym dniem, nad teraźniejszością, przeszłością i przyszłością.

Największym przeżyciem duchowym była dla nas, oczywiście, wizyta, w Watykanie – udział najpierw we Mszy św. na placu Świętego Piotra, a potem w spotkaniu Ojca Świętego z polskimi rodzinami z okazji obchodu Jubileuszu Rodzin. Wzruszone i pełne radości z otrzymania błogosławieństwa od naszego Papieża czułyśmy się w Wiecznym Mieście jak w domu.

Ostatnim etapem wycieczki było wzgórze Kahlenberg w Wiedniu, gdzie w bitwie z Turkami wzięło udział dwóch rycerzy z rodu Żółtowskich. Skorzystałyśmy z okazji, aby w tym miejscu pomodlić się również za dusze przodków naszej rodziny: Jana Szukszty h. Pobóg i Franciszka Narbutta h. Trąby ze Żmudzi. Przykro nam było słyszeć, że Austriacy z premedytacją przemilczają decydującą rolę króla Jana III Sobieskiego i polskiego rycerstwa w wiedeńskiej wiktorii, która ocaliła chrześcijańską Europę.

Późnym wieczorem, 20 października, wróciłyśmy do Warszawy, dziękując organizatorom pielgrzymki i wszystkim jej uczestnikom za tę kilkudniową wspólnotę wielkich przeżyć i wzruszeń – religijnych, patriotycznych i estetycznych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *