Spotkanie z Dobrocią


B. W.

Nigdy nie myślałam, że będę tak blisko Ojca Świętego. Marzyłam… A tymczasem po beznadziejnym, szarym, zalanym deszczem dniu, w którym odprawiano Mszę św. za rodziny, zaświtała nadzieja. Papież obiecał audiencję dla Polaków.

Dla mnie dzień ten zaczął się źle. Nie mieliśmy szans zdążyć na uroczystą Mszę św. w Bazylice Świętego Piotra. Byłyśmy z Bogusią bardzo z tego powodu rozżalone. Przy wchodzeniu na salę audiencyjną odłączyłyśmy się od Żółtowskich. Zajęłyśmy miejsca blisko podium. Tymczasem Żółtowscy siedzący na końcu 9-tysięcznego tłumu wciąż nas wzywali, coś krzyczeli, machali rękami. Powiedziałyśmy: „Nie idziemy do nich” i… poszłyśmy. (Już w autokarze Wacław oznajmił mi, że uzgodnił z Rafałem, iż gdyby była audiencja, to prezes, ja i Wacław idziemy z darami, ale ja o tym zapomniałam.) Okazało się, że ks. Józef przyniósł pięć wejściówek na procesję z darami, a Rafała nie ma. Gorączkowo wybieramy się – idę więc ja, Wacław Janusz, Michał-ministrant i Bogusia. Wzywają już do przejścia. Idziemy zdenerwowani, „gdzie Rafał?”. W połowie drogi do pierwszych krzeseł dobiega Rafał. Konsternacja – nie ma wejściówki. Po chwili wahania Bogusia oddaje mu swoją i idzie z nami z książką. Strażnik kontroluje nas i mimo jej próśb bezpardonowo odsyła Bogusię. Siadamy w drugim rzędzie, jest nam przykro, czujemy też ulgę, ponieważ jest Rafał, prezes, i jesteśmy szczęśliwi, ponieważ otrzymaliśmy łaskę bezpośredniego spotkania Ojca Świętego.

Nagle zdaję sobie sprawę, że będę blisko Człowieka o życiu świętym, wielkiego Polaka. Płaczę. Ktoś mnie chwyta za rękę – Bogusia. Obie płaczemy. Mężczyźni mają łzy w oczach. Mówię do Bogusi „Zanim zaczęłaś żałować, Bóg cię wynagrodził”. Bogusia ze łzami: „Wierz mi, ani przez chwilę nie żałowałam”.

Fanfary. Obok nas siedzą Kawalerowie Maltańscy. Jeden z nich zapuszcza żurawia w naszą stronę. Podczytuje otwarty przez Rafała Adres do Ojca Świętego. Uśmiecham się do siebie. Niedawno go widziałam… Wszyscy wstają. Gromkie brawa. Siedzące przed nami przedstawicielki Radia Maryja i ks. Rydzyk wycierają łzy. Ksiądz Rydzyk wyszarpuje z tłumu jeszcze jednego, młodego człowieka i wprowadza do wybrańców z darami. Śpiewy na cześć Papieża. Ojciec Hejmo, główny celebrans, wita Ojca Świętego i przedstawia grupy rodzin polskich. Zakwita radość, ta subtelna tchnąca od Jana Pawła i ta krzykliwa, trochę teatralna – nasza. Kilka kamer filmuje całe wydarzenie. Widzę przez łzy, jak przy powitaniu Żółtowskich rozwinął się nasz transparent – duża czerwona plama na tle różnokolorowych główek. Przemawia bp Stefanek, potem Ojciec Święty. Przygarbiony, złoty – mówi cicho. Mam zamęt w głowie. Niezwykle zdyscyplinowana, zimna służba porządkowa obserwuje z dystansem nasze krzyki, śpiewy, żywą reakcję na słowa Ojca Świętego. A Jan Paweł uśmiecha się do nas.

Służby porządkowe oszczędzają czas. Wzywają nas do ustawienia się w kolejkę z darami. Sypią się paczuszki kobiet z Radia Maryja, zbierają swoje prezenciki chyłkiem, z tremą. Dostojnie przemieszczają się młode kobiety Kawalerowie Maltańscy w historycznych strojach, kilku starszych mężczyzn, paru młodych bez strojów. Część ich zostaje mimo zaproszeń ze strony służb. Chyba nie chcą, aby było ich zbyt dużo. Wzruszenie ramion porządkowego. Patrzę na dwie siwe kobiety – wydały mi się takie skromne, nobliwe, piękne.

Popychają nas w kolejkę. Nogi mi się trzęsą. Podchodzimy do Ojca Świętego. Ogarnia nas ciepłe światło kamer, reflektorów, ale nie… – dla mnie to bliskość Jana Pawła. Nic nie jest ważne, Rafał głośno mówi o naszej wierności Bogu, podaje Adres. Ściskam książkę Michała z Lasek Blask prawdziwego światła i myślę „to dzięki Róży Czackiej i Michałowi tu jestem – drogi Boże są nieprzeniknione”. Widzę oczy Ojca Świętego patrzące na mnie. Dobre oczy. Mówię parę słów o Michale – autorze, jedno zdanie o książce. Jan Paweł się uśmiecha. Ja też się cieszę. Jest stary, ale zdrowy. Parę lat temu był taki schorowany… Podnosi mnie porządkowy we fraku z żelaznym ramieniem i przyklejonym do twarzy uśmiechem. Odchodzę.

Długa droga po schodach, wchodząc, w ogóle ich nie zapamiętałam. Siadam na krześle obok Rafała i Wacława. Wycieramy łzy. Całujemy się szczęśliwi. „Boże mój, dziękuję Ci za tę chwilę”…

Nawet teraz po kilku miesiącach, kiedy czasem nie mam siły żyć przyzwoicie, to uśmiech Jana Pawła, Jego osobisty uśmiech dla mnie, podrywa i umacnia w drodze do Dobra. I nic potem… ani przerobienie pielgrzymki na wycieczkę, ani niezwiedzenie bazylik, ani żadne akapity nie przysłonią mi radości z wizyty u Ojca Świętego, za co wszystkim Żółtowskim dziękuję.

PS. Kiedy Rafał wrócił od o. Hejmo z informacją, że pięć wejściówek wziął ks. Józef, okazało się, iż już jesteśmy w drodze do Papieża. Ks. Józef poczuł się winny, że prezes Związku Rodu nie będzie przewodniczył grupie Żółtowskich. Pobiegł do o. Hejmo z prośbą o pomoc. Dostał wejściówkę, którą mógł wręczyć Bogusi. I tak dobro zrodziło dobro. Może jestem nieoszczędna w słowach wielkich, ale taka jest potrzeba chwili.

PS. Tym też artykulikiem żegnam się z Wami, Żółtowscy, jako szef Związku Rodu, a witam jako czytelniczka i może… autorka…

Bożenna Wanda Żółtowska – B.W.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *