Los samotnej matki

12 października 2015 roku zmarła w wieku 95.lat seniorka naszego kutnowskiego Rodu Kazimiera Żółtowska. Była żoną Władysława Żółtowskiego, brata mojego teścia Kazimierza Żółtowskiego.

Władysław został powołany w niecałe dwa miesiące po ślubie do obrony ojczyzny we wrześniu 1939 roku. 29 września 1939 roku wraz z całą jednostką dostał się do niewoli niemieckiej w  Szczypiornie koło Kalisza. Jako jeniec wojenny został wywieziony do przymusowej pracy u bauera w Fallingobostel w Niemczech. Po zakończonej wojnie wrócił schorowany do domu 6.11.1945 roku.

Długo chorował. Prawdopodobnie na  rozwój jego choroby  (nowotwór żołądka) wpłynęły miesiące niewoli i lata przymusowej pracy.  Zmarł w 1954 roku w wieku 40 lat , zostawiając żonę z czworgiem  maleńkich dzieci. Kazimiera nie miała czasu na przeżywanie żałoby. Musiała zająć się wychowaniem i utrzymaniem dzieci. Została sama na kilkunastohektarowym  gospodarstwie rolnym, które mieściło się na części siedliska folwarku Wiktoryn – obecnie Kutno. (Dobra te, mąż jej odziedziczył   z podziału tegoż folwarku pomiędzy Kazimierzem i siostrą Reginą Felner).

Małe, kilkuletnie dzieci: Janina, Mirosław, Maciej, Stanisław pomagały  mamie w czynnościach gospodarczych. Nie było łatwo, czasy powojenne, więc  obowiązkowe dostawy żywności: mięsa  i zboża. Przychodził poborca i określał ilość  produktów do oddania. Trzeba było się wywiązać także z opłaty gruntowej. Kazimiera musiała bardzo oszczędzać, najczęściej na sobie. Trzeba było  zaopatrzyć  dzieci w najpotrzebniejsze ubrania, zeszyty oraz książki do szkoły. Państwo nie pomagało jej w niczym, była wręcz wrogiem ustroju, była kułakiem. Ledwo udało  się jej uniknąć więzienia. Na wezwanie jej do  Gromadzkiej Rady Narodowej przybyła z maleńkimi dziećmi, spodziewając się aresztowania, chciała, by zamknięto ją wraz z nimi.

Jedynego wsparcia w ograniczonym zakresie otrzymała od brata męża, mojego teścia Kazimierza oraz bratowej Reginy Felner, ale oni mieli własne rodziny i finansowe problemy. Im też nie żyło się lekko. Teść nawet trafił do więzienia.

Dzieci Kazimiery – Mirka, Maciek i Stasia  – po lekcjach pomagały mamie. Trzeba była zaorać pole, więc chodziły za pługiem kilkadziesiąt kilometrów dziennie.  Obrządek podwórka najczęściej też należał do dzieci. W prowadzeniu domu pomagała mała Jasia. Wakacje były okresem wytężonej, ciężkiej pracy, przecież zaczynały się żniwa. Trzeba było skosić zboże, a pamiętajmy, że nie było kombajnów, były tylko kosy. Jak był upał, wstawali o świcie, wiązali snopki, a następnie ustawiali w mendle i zwozili w stogi.

 Mimo tej ciężkiej fizycznej pracy udało się jej wychować dzieci w miłości do Ojczyzny, szacunku  do drugiego człowieka, poszanowaniu pracy i nauki. Dzieci pokończyły szkoły, zdobyły zawody, założyły rodziny.

 Ciocia Kazia emanowała dobrocią,  pełna pogody ducha, życzliwa, z nieustającym uśmiechem na twarzy. Mocno przygarbiona od ciężkiej pracy, mieszkała z wnukiem Kubą. Dobrze im było razem . Kuba był miłośnikiem hodowli rasowych psów, a także należał do klubu motocyklistów w Kutnie. Razem jakoś się wspierali, młodość ze starością, aż do tragicznej śmierci wnuka.  Zginął, jadąc na swoim ulubionym motorze. Jest nawet ślad jego tragicznej śmierci. Na jednym z kutnowskim rond umieszczono  jego kask. Po jego śmierci nie chciała z nikim zamieszkać, ale odwiedzały ją  ukochane dzieci: Jasia, Stasia i Mirka. Syn Maciek zmarł kilka lat temu.

Pamiętam kilka obrazków z odwiedzin u  cioci Kazi.

 Bajkowość miejsca, w którym żyła, kojarzyła mi się z kwitnącymi wiosną krzewami, kwiatami w ogródku i na okazałej werandzie.  Stojąca przy drodze wjazdowej kapliczka  poświęcona księdzu Kazimierzowi Żółtowskiemu w 1905 roku, też ma swoją odrębną historię.

Mogę tylko zacytować słowa, które są na niej umieszczone „Ojcze, Jezu Drogi Wspieraj Ojczyznę. Chroń Lud Ubogi i Krzep wiarę  w siebie. Błogosław pracę, by Cię kochali wszyscy Rodacy. Ks. K.Ż. 1905r.”

Ciocia, obserwując sytuację polityczną  w Polsce, była oburzona wiecznym narzekaniem ludzi, ich roszczeniowym zachowaniem.  Ona, nie mając żadnego wsparcia od państwa, musiała dać sobie radę. Nie słyszę, by także jej dzieci i wnuki narzekały. Osiągnęły sukces  zarówno osobisty, jak i zawodowy. Życie nauczyło ją cieszenia się  każdym dniem, szczególnie tymi, które przyniosły nawet  najdrobniejsze radości. W rozmowie ze mną powtarzała: „Życie płynie niczym rzeka, i nigdy nie zawraca. Popatrz za siebie  i co widzisz? Za każdym razem inne obrazy.  Życie mimo tylu już lat szybko mi upłynęło na pracy i wychowaniu dzieci  zgodnie z rytmami pór roku”.

 Była rodzinnie i religijnie spełniona. Cieszyła się z wnuków: Magdy, Marcina, Karola, Piotra, Darka i Krystiana,  oraz z prawnuków. Dzieci interesują się Związkiem Rodu Żółtowskich, z informacji w Internecie lub od nas, ale jakoś nie miały czasu, może raczej odwagi, by przyjechać na Zjazd. Widzę większe zainteresowanie u wnuków, być może w tym 2016 roku, któryś z nich przyjedzie na 25. jubileuszowy Zjazd.

                                                                                                                                                                ELŻBIETA ŻÓŁTOWSKA

                                                                                                                                                                             z Kutna

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *