Witaj w rodzinie, Carrie!

Wiek XIX i pierwsze dziesięciolecia XX, to okres wzmożonej emigracji do Stanów Zjednoczonych. Główną przyczyną było zubożenie milionów Europejczyków, którzy w wyjeździe za ”wielką wodę”, widzieli jedyną szansę na poprawę swego bytu ekonomicznego. Na taki wyjazd zdecydowały się setki tysięcy Polaków, w tym co najmniej kilkudziesięciu Żółtowskich. Dla mieszkańców Królestwa Polskiego był to też sposób na uniknięcie służby w wojsku carskim. Dlatego też większość emigrantów stanowili młodzi mężczyźni w wieku poborowym. Władze carskie nie zezwalały na takie wyjazdy. Traktowały emigrację jako przestępstwo. Bardzo trudno było uzyskać paszport. Osoby decydujące się na wyjazd musiały zostawiać depozyt pieniężny. Mieszkańcy Królestwa Polskiego wybierali relatywnie prostsze rozwiązanie – poprzez nielegalne przekroczenie granicy pruskiej. Pomagali w tym agenci, którzy za opłatą około 100 rubli od osoby organizowali takie grupowe przekroczenia granicy.

Na stronie internetowej http://www.libertyellisfoundation.org/passenger-result poświęconej historii emigracji do Stanów Zjednoczonych, można znaleźć wykazy imigrantów wraz z podstawowymi informacjami skąd przybyli, kiedy i gdzie się urodzili oraz z nazwą statku, a w latach późniejszych danymi linii lotniczych.

Korzystając z wyszukiwarki, udało mi się odnaleźć prawie 70 osób noszących nazwisko Żółtowski, które w latach 1892 – 1957 postanowiły wyemigrować do USA. Wykaz zapewne jest niepełny. Trudne dla obcokrajowców nasze nazwisko, było tak przekręcane w trakcie spisywania danych, że znaczna część osób nie mogła zostać przeze mnie zidentyfikowana. Błędy w zapisie dotyczą nie tylko nazwiska, imiona też są czasem tak poprzeinaczane, że trudno odgadnąć ich prawdziwe brzmienie.

Tak więc nie należy tego spisu traktować jako pełnego, a jedynie jako przykład mający pokazać skalę emigracji Żółtowskich do USA.

Wśród tej licznej gromady znalazł się także ktoś będący potomkiem Szymona i Marianny z Dąbrowskich Żółtowskich, którzy są również moimi bezpośrednimi przodkami. Józef, bo o nim mowa, był wnukiem Szymona, a synem Leona. Leon to rodzony brat Floriana, mojego pradziadka. Miał dwie żony – Helenę z Jędrzejewskich, a z nią dwoje dzieci. Po śmierci Heleny, Leon ożenił się z Józefą i z tego związku urodziło mu się pięcioro kolejnych dzieci. Między innymi, w 1895 roku, we wsi Chlebowo w parafii Blichowo przyszedł na świat Józef – późniejszy emigrant – bohater tego artykułu.

Jak widać, rodzina była bardzo liczna. W tamtych czasach było to normalnym zjawiskiem. Rodziło się wiele dzieci, ale wiele z nich umierało bardzo wcześnie. W mojej gałązce Żółtowskich było trochę inaczej – dzieci rodziły się często, ale w przeciwieństwie do innych, na ogół osiągały wiek dojrzały. Dla przykładu, prapradziadek Szymon został ojcem po raz pierwszy w wieku dwudziestu dwóch lat (1845 r.) i z pierwszą żoną, Marianną z Dąbrowskich miał ich ośmioro. Po jej śmierci ożenił się ponownie i z tego związku miał następne troje dzieci. Ostatni raz został ojcem w wieku 71 lat, a jego  najmłodsza córka Marianna  również szczęśliwie się wychowała i zmarła dopiero w 1963 r.

Efektem ubocznym wyjątkowej dzietności i zdrowia potomków było stopniowe ubożenie rodziny. Właśnie po tym, jak Szymon ożenił się ponownie i zaczęli się pojawiać kolejni potomkowie, mój pradziadek Florian był zmuszony wziąć swój los w swoje ręce i powędrował szukać szczęścia do Warszawy. Tak się właśnie zaczęła warszawska historia mojej najbliższej rodziny. Pozostałe rodzeństwo i kuzynostwo również  się porozjeżdżało po kraju i nie tylko.

Dwadzieścia parę lat później, Józef Żółtowski, syn Leona wybrał zdecydowanie dalszy kierunek migracji.

W czerwcu 1913 r. wszedł na pokład statku Vaterland i wybrał się do Stanów Zjednoczonych.  Vaterland był niemieckim statkiem pasażerskim przewożącym podróżnych pomiędzy Hamburgiem a Nowym Jorkiem. Został zwodowany w marcu 1913 r., a w trakcie I wojny światowej został przejęty przez Stany Zjednoczone i pełnił rolę transportowca dla wojska (jako USS Leviathan).

Tak więc nasz krewniak Józef miał okazję odbyć podróż świeżo zwodowanym, pachnącym jeszcze farbą statkiem. Portem docelowym w Ameryce był Nowy Jork, a właściwie Wyspa Ellis Island – gdzie znajdowało się centrum przyjmowania emigrantów.  Nowi przybysze byli poddawani badaniom lekarskim, krótkiemu wywiadowi i oczekiwali na decyzję, czy mogą zostać na terenie Stanów Zjednoczonych.

Po kilkugodzinnym oczekiwaniu większość podróżnych uzyskiwała zgodę na pozostanie w USA. Józef Żółtowski, po którego zgłosił się krewny o nazwisku Kania, osiedlił się w mieście Jersey City, niedaleko Nowego Jorku.

Historia emigracji Józefa, syna Leona została praktycznie zapomniana przez rodzinę. Nie wiedział o niej mój ojciec (chociaż wspominał coś o emigrancie, ale miało to dotyczyć raczej stryja – Jana Żółtowskiego, czyli syna Floriana), nie wiedziała też moja ciotka Janina, starsza siostra mojego ojca.  Mnie na ślad Józefa – emigranta udało się trafić zupełnie przypadkiem, w trakcie poszukiwań genealogicznych.

Historia ta ma bardzo miły ciąg dalszy. Otóż, po umieszczeniu danych potomków Szymona w Internecie (w tym Józefa), nieoczekiwanie otrzymałam wiadomość, że w genealogii pewnej rodziny z USA występują te same osoby! Pozwolę sobie przytoczyć otrzymanego maila:

“Hi Joanna!

Unfortunately I do not speak Polish, but my mother does.  My name is Carrie Grace Zalewski and I live just outside New York City. I am 30 years old and a lawyer. My mother’s father was Mitchell (Miecszylaw) Zoltowski. He was born in Jersey City, NJ in 1919 to Jozef Zoltowski and Marianna Fatek. Jozef’s father was Leon Zoltowski, who apparently was your grandgrandfather’s brother! So that would make us family–or as you say in Polish, rodziny!:) I am still in the process of putting all of our family up on MyHeritage.com. I would love to learn more about my Zoltowski family in Poland and our history.It is so nice to meet you!”

 

Przybliżone tłumaczenie:

Cześć Joanna!

Niestety nie mówię po polsku, ale moja mama tak. Nazywam się Carrie Grace Zalewski i mieszkam na obrzeżach Nowego Jorku. Mam 30 lat i jestem prawnikiem. Ojciec mojej matki nazywał się Mitchell (Mieczysław) Żółtowski. Urodził się w Jersey City, NJ w 1919 roku jako syn Józefa Żółtowskiego i Marianny FATEK. Ojcem Józefa był Leon Żółtowski, który najwyraźniej był bratem twojego pradziadka! To czyni z nas rodzinę (…) :)! Jestem w trakcie opisywania całej naszej rodziny na MyHeritage.com. Bardzo chciałabym dowiedzieć się więcej o mojej rodzinie Żółtowskich w Polsce i o naszej historii.

Miło mi cię poznać!”

 

Nawiązałam z Carrie bardzo miły kontakt. Wymieniłyśmy się dodatkowymi informacjami. Józef ożenił się z Mary Fatek i miał z nią dwoje dzieci – Mieczysława oraz Gertrudę. Mieczysław ożenił się z pochodzącą z Białegostoku Genowefą Dowgiałło. Ich córka wyszła za mąż za Zalewskiego. Z tego związku urodziła się Carrie Grace.

Tak więc po 100 latach historia Józefa, syna Leona, wnuka Szymona Żółtowskiego ujrzała ponownie światło dzienne. Widać, że dobrze sobie poradził w nowym środowisku, które stało się dla niego i jego potomków nową ojczyzną. Carrie Grace ukończyła studia prawnicze i jest zatrudniona w jednej z większych kancelarii prawnych w Jersey City.

Napisałam Carrie o istnieniu Związku Rodu Żółtowskich. Przekazałam też sporo dokumentów, z którymi razem ze swoją mamą się teraz zapoznaje. Kto wie, może kiedyś będzie chciała odwiedzić miejsca skąd pochodzą jej przodkowie.

 

                                                                                                                                                                   JOANNA MAŁGORZATA

  z Bródna

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *