Wywiad z Wiesławem z USA

W

Dumny jestem, że jestem Polakiem i noszę tak szlachetne nazwisko                

Wiesławie, kto cię odnalazł i zaprosił na zjazd Związku Rodu Żółtowskich?

Do Chicago przyjechał syn Rafała Roman. Kiedy spotkaliśmy się, powiedział, że w Polsce organizowane są  coroczne zjazdy Żółtowskich. Spytał czy byłbym zainteresowany tymi spotkaniami. Podał  kontakt do swojego ojca Rafa, który przybliżył mi ideę Związku Rodu Żółtowskich i zaprosił na zjazd.

Czy pamiętasz Twoje pierwsze zjazdowe spotkanie  i co Cię najbardziej zaskoczyło?

Na pierwsze spotkanie przyjechałem w 2003 roku do  Mąchocic Kapitulnych. Jak okazało się,  był to już XII zjazd  ZRŻ, a w następnym 2004 roku przybyłem do Popowa k. Warszawy z profesorem  Wolskim, który przedstawił moją genealogię.

Zachwyciła mnie sama idea zjazdu, że Żółtowscy się integrują, spotykają, że tworzą i mają swój „Kwartalnik”. Samo nazwisko zobowiązuje, po prostu piękny cel.

Twoje korzenie rodzinne, Twój dom.

Do Unii Lubelskiej nie było nazwisk. Wcześniej była przynależność rycerska, były zawołania, miejscowości, umiejętności, imiona. Dopiero po Unii Lubelskiej powstawały nazwiska. I tak nadane od miejscowości Żółtowo spod Mochowa powstało nazwisko Żółtowski, stąd pochodzą moje korzenie. Poprzez podziały i różne koligacje rodzinne, poprzez małżeństwa zawierane z Kamińskimi z Kamionek, z Dzięgielewskimi i innymi rodami trafiliśmy do Włoczewa, parafii Proboszczewice koło Płocka.

Dziadków nie pamiętam. Wcześnie odeszli. Pamiętam tylko babcię od strony mojej mamy, która zmarła tuż po mojej komunii.  Rodzinny majątek został podzielony między dzieci. Ojciec wyszedł z siedliska swoich rodziców i osiedlił się na pustej działce. Stworzył gospodarstwo, budując od początku dom i  budynki gospodarcze. Ogólnie było biednie, gdyż ojciec musiał spłacić swoje dość liczne rodzeństwo.

Czego nauczyłeś się od rodziców?

Z domu rodzinnego wyniosłem najpiękniejsze cechy. Rodzice nauczyli mnie pokory, szacunku dla innych osób, przede wszystkim starszych. Pielęgnacja i dbanie o kobiety. Są one piękne, delikatne i całe życie trzeba o nie dbać. Ten szacunek wobec kobiet zaszczepił mnie i braciom bliźniakom starszym ode mnie o pięć lat nasz tata.  Mam też siostrę bliźniaczkę. Miałem jeszcze siostrę, która w wieku 25 lat zmarła.

Jak potoczyły się Twoje dalsze losy? Dlaczego wyemigrowałeś do USA?

W latach 1976-1978 będąc młodym człowiekiem, pracowałem jako ratownik nad jeziorem Białym k. Gostynina i w Szczutowie k. Sierpca. Zarabiałem nawet dość przyzwoite pieniądze.  Była we mnie jednak silna wola wyjazdu za granicę. Pociągał mnie zachód ze względu na możliwość rozwoju młodych ludzi i zarabiania dużych pieniędzy.

Trzykrotnie odmawiano mi wydania paszportu. Miałem przede wszystkim nieuregulowaną służbę wojskową. Ale ja byłem uparty.

Zapisałem się do Wyższej Szkoły Pilotażu w Dęblinie. Pomyślałem, że nauczą mnie latać i ja im ucieknę. Z chętnych kandydatów 36. chłopaków przeszło wytrzymałość fizyczną tylko dwóch, między innymi ja i zostałem przyjęty do tej szkoły. W Płocku należałem do koła fotograficznego i wykonywałem zdjęcia z aparatu „Druh” .  Umiejętność ta też mi się przydała.

Poprosiłem majora z WKU w Płocku o wydanie zgody na wyjazd do Wiednia, celem sfotografowania zabytków. Zgodził się. W 1978 r. dostałem paszport na 10 dni. Spakowałem małą walizeczkę i  na drugi dzień wsiadłem do pociągu „Chopin” w Krakowie i  dotarłem do Wiednia. Rodzina nie wiedziała. Gdy ich poinformowałem, że wyjeżdżam do stolicy Austrii, pukali się w głowę. Oczywiście, potem  mieli problemy. Nie mogli otrzymać paszportu.

W Wiedniu przebywałem dziewięć miesięcy. Przytrafiły mi się różne nieprzyjemne przygody. Zostałem oszukany,  bez środków do życia. Na szczęście udało mi się dostać pracę. Żyłem tylko myślą wyjazdu do Stanów. Wreszcie po upływie dziewięciu  miesięcy 18 października  dotarłem do Nowego Jorku. Zamieszkałem na Manhatanie. W tym czasie odbywał się  strajk śmieciarzy. Poprosiłem, aby Emigracja Ewidencyjna przeniosła  mnie do Chicago. Dokładnie pamiętam, 20 października 1979 roku kupiłem w polskim kościele gazetę „Dziennik Związkowy”, aby wynająć mieszkanie. I tak trafiłem do rodziny, która mnie przyjęła. Dostałem stypendium i zapisałem się na uczelnię. Wysokość opłaty za  semestr wynosiła jeden dolar. W okresie wakacyjnym zatrudniłem się w firmie sprzątającej galerie handlowe. Podobała mi się ta praca i w 1983 roku założyłem własną firmę. W pierwszym okresie środki czyszczące kupowałem od firmy zewnętrznej. Wydawały mi się za drogie, wobec czego postanowiłem, że sam zacznę produkować środki do mycia podłóg, szyb, czy dywanów.

Moja firma zajmowała się sprzątaniem już w trzech stanach, a nawet sprzedawałem produkty środków czystości do sklepów. Moja oferta była konkurencyjna, wobec innych  przedsiębiorstw  na rynku. Zatrudniałem wtedy w najlepszym okresie 900 osób, głównie rodaków z Polski. To nie podobało się konkurencji. W 1988 roku, gdy byłem z żoną na wakacjach nasłali na mnie Urząd Emigracyjny. Trochę przeszkadzali i nękali mnie. W latach dziewięćdziesiątych dowiedziałem się, że w Polsce jest już wolność gospodarcza, wobec tego postanowiłem w 1990 roku zapakować wszystkie maszyny produkcyjne  do kontenerów i przewieść  je do Polski, do Limanowej. I tak  już w roku 1991 powstała w Polsce firma „Gold Drop”, zajmująca się produkcją środków czystości.

Moich dwóch zdolnych menadżerów pochodziło z Bochni i Nowego Targu. Pracowali w Chicago i okazali się dobrymi organizatorami. Powołałem ich na pierwszych prezesów w  firmie i nadal pracują.

Odniosłeś sukces. Współpracujesz z wieloma krajami. Produkty Twojej firmy trafiają na rynki prawie całego świata.

Do 44 krajów, czyli prawie 1/4 rynków światowych. Głównie trafiają do krajów Unii Europejskiej, Ameryki, Kanady, Polski i innych.

Członkowie związku mieli okazję na Twoje zaproszenie w 2014 roku, będąc na zjeździe w Szaflarach k. Zakopanego odwiedzić Twoje przedsiębiorstwo  w Limanowej, podziwiając wyposażenie zakładu w nowoczesną technologię.

W 2014 roku powstały nowe hale produkcyjne, załadunkowe, logistyki i biurowiec. Wcześniej linię produkcyjną obsługiwało piętnaście  osób, a dzisiaj dwanaście linii obsługuje trzech pracowników. Przez 27 lat wzrosła wartość produkcji, a spadł poziom zatrudnienia.

Wiesławie, pełnisz zaszczytną funkcję wiceprezesa Zarządu BCC i Kanclerza Loży Polonii w Chicago. Na czym ta funkcja polega?

Na kojarzeniu biznesowym. Pomagam polskim firmom wejść na rynek w Stanach.

Otrzymałeś wiele prestiżowych nagród i wyróżnień. Proszę, abyś przybliżył nam te, które są dla Ciebie najważniejsze.

Nie występuję o żadne odznaczenia i nagrody. Jednak czuję radość, jak jestem zauważony i  doceniony. Przyznano mi nagrody zarówno państwowe jak i kościelne. Do tych najważniejszych należą: Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski przyznany przez Prezydenta Bolesława Komorowskiego, Krzyż Oficerski  Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej nadany przez Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Srebrny i Złoty Krzyż Zasługi, Krzyż Komandorski z Gwiazdą  Orderu Świętego Stanisława Biskupa Męczennika, czy Krzyż Maltański i inne także dla mnie ważne.

Jesteś osobą  bardzo zajętą, wobec tego, czy masz jeszcze czas na odpoczynek , hobby , czy pasje?

Oczywiście, wolne dni od pacy spędzam w  Bieszczadach. Mam tam gospodarstwo i opiekuję się zwierzętami. Pracownicy mają wolne. Posiadam 49 zwierząt i je karmię. A są to krowy szkockie, daniele, alpaki, kozy kameruńskie, konie, kuce i koniopodobne.

Koniopodobne? A cóż to za zwierzę?

 Są to osiołki.  Pewnie by się obraziły, gdyby mnie zrozumiały.

Czy rozważałeś, aby kiedyś powrócić na stałe do Polski?

Jestem więcej w Polsce, niż w Ameryce.

Czy masz czas na kontakty z rodziną w Polsce?

Oczywiście, cały czas utrzymuję kontakty z rodzeństwem w Polsce. Siostra bliźniaczka mieszka w Bieszczadach, a bracia w Płocku i Włoczewie.

A czy można pogodzić rodzinę z karierą?

To jest bardzo trudne. Był taki okres w moim życiu na początku kariery w biznesie, gdy trzeba było poświęcić  więcej czasu i nie miałem możliwości bycia i uczestniczenia w dorastaniu moich dwóch starszych córek. Po prostu bezpowrotnie straciłem tamten okres. Lecz gdy urodziła się najmłodsza córka, wspominam z czułością jej pierwsze mądrości i jaki to jest piękny czas kontaktu z dzieckiem. Niejednokrotnie starsze córki, jak coś ode mnie potrzebują, wysyłają Martę jako rzecznika dla załatwienia interesów rodzinnych.

Cieszę się, że starsze córki uczyniły mnie szczęśliwym dziadkiem. Obie mieszkają w Stanach.

Docenili  Twoje filantropijne zasługi ojcowie Paulini na Jasnej Górze.

Prawda, za Salą Rycerską, po prawej stronie w kaplicy jest wmurowana marmurowa tablica z napisem „Zasłużony dla Jasnej Góry. Wiesław i Krystyna Żółtowscy. Filantrop”, w podziękowaniu za wniesiony własny wkład finansowy i pomoc w zbiórce pieniędzy wśród Polonii amerykańskiej na remont pomieszczeń i piwnic Klasztoru. Można powiedzieć, że Żółtowscy zaistnieli i są na Jasnej Górze.

Wiesławie, tak na koniec powiedz z czego jesteś najbardziej dumny?

Dumny jestem z tego, że jestem Polakiem i noszę nazwisko ŻÓŁTOWSKI.

Dziękuję za rozmowę i życzę Ci zdrowia i dalszych sukcesów w życiu zawodowym i osobistym.

                                                                                                                                             ELŻBIETA z Kutna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *