Era wodnika

 

 

 

 

Nie tak dawno jeszcze w środkach masowego przekazu spotykaliśmy nieco tajemniczą informację o wejściu ludzkości (a więc i Rodu Żółtowskich) w nowy etap rozwoju, zwany Erą Wodnika. Towarzyszyły temu różne przepowiednie z pogranicza astrologii, np. o zmierzchu chrześcijaństwa wiązanego z dotychczasową Erą Ryb. Do ilustracji niech posłuży fragment książki S.F. Nowickiego i W. Jóźwiaka „Cykle zodiaku: głęboka struktura astrologii”, Wyd. Głodnych Duchów, Gdynia 1991. Po uprzednim wywodzie teoretycznym czytamy:

„…Trzynastkę można też w pewnym sensie uznać za symbol Ery Wodnika. Dla chrześcijaństwa, które zdominowało okres Ryb – dwunastego znaku zodiaku – dwunastka jest liczbą symbolicznie bardzo znaczącą, choćby z powodu dwunastu apostołów. Jest ona przy tym kombinacją trójki i czwórki – liczb, z którymi wiążą się dwa podstawowe symbole chrześcijaństwa: Trójca Święta i Krzyż. Zauważmy jednak, że skoro apostołów było dwunastu, to sam Chrystus jest trzynasty. I jeśli tak liczymy, to liczymy łącznie ludzi z tym, który jest Bogiem, a zatem nie czynimy już pomiędzy nimi żadnej zasadniczej różnicy. I to właśnie jest owa zdecydowanie „lucyferyczna” perspektywa wodnikowa – sięganie po zakazany owoc, jakim jest boskość, wyzwalanie się ze sztywnych ram dwunastkowego porządku…”

Zastanawiające, że mimo otaczającego sprawę pewnego posmaku sensacyjności nie spotkałem się z próbą wyjaśnienia zwykłemu odbiorcy, skąd bierze się pojęcie Ery Wodnika. Spróbujmy zatem uzupełnić ten brak.

W tym miejscu proszę Czytelnika o pewne skupienie uwagi. Dla wspomożenia wyobraźni w dziedzinie zjawisk astronomicznych zaproponuję uproszczony model złożony z powszechnie znanych obiektów. Będą nimi:

  • duży, półkolisty namiot cyrkowy, arena z obrotową sceną (rzadko co prawda spotykaną),
  • silna lampa umieszczona w środku sceny,
  • bąk – zabawka wprowadzana ręcznie w ruch wirowy.

W modelu tym lampa reprezentuje Słońce, namiot – połowę kuli czy sfery niebieskiej (w rzeczywistości nieskończenie wielkiej), podłoga wraz ze sceną – płaszczyznę orbity ziemskiej wokół Słońca, bąk zaś wirujący na krawędzi sceny – Ziemię. Zetknięcie podłogi z płótnem namiotu jest oczywiście kołem. Takie samo koło powstaje na sferze niebieskiej tam, gdzie płaszczyzna orbity ziemskiej przecina tę sferę. Koło to nazywamy ekliptyką, wzdłuż której występuje kolejno 12 gwiazdozbiorów Zodiaku.

Zanim puścimy w ruch cały model, przypomnijmy sobie jeszcze, że początkowo pionowa oś wirowania rozkręconego bąka zaczyna się po chwili „chwiać”, a gałka na szczycie osi zaczyna zataczać małe, ale coraz większe kółka w miarę zwalniania obrotów bąka. Inaczej mówiąc oś wirowania zatacza powierzchnię odwróconego stożka o wierzchołku w punkcie podparcia bąka. To zjawisko „chwiania się” osi wirującego ciała nazywamy precesją.

Zaświećmy teraz naszą lampę na środku bardzo wolno obracającej się sceny (1 obrót na rok), a na jej brzegu wprowadźmy bąka w ruch wirowy wykazujący precesję. Otrzymamy w ten sposób chwilowy (bąk się w końcu wywróci) uproszczony model naszego układu słonecznego, nie całkiem jednak odpowiadający astronomicznej rzeczywistości. Zasadniczym elementem różniącym model od układu słonecznego jest szybkość, czyli okres precesji. Precesja osi bąka jest szybka – gałka zatacza kółko w niecałą sekundę, a precesja osi Ziemi bardzo wolna – jeden obrót osi po powierzchni, jak pamiętamy, odwróconego stożka trwa ok. 26 000 lat! A więc jeszcze przez wiele lat przechodząca przez bieguny oś wirowania Ziemi, pochylona względem płaszczyzny orbity (podłogi w naszym modelu), zachowa praktycznie prawie niezmieniony kierunek w przestrzeni, „przebijając” sferę niebieską w rejonie Gwiazdy Polarnej. Nie ma przy tym znaczenia, z której strony Słońca znajduje się akurat Ziemia, ponieważ sfera niebieska jest nieskończenie odległa w stosunku do średnicy orbity. Wspomniane pochylenie osi Ziemi do płaszczyzny orbity (płaszczyzny ekliptyki) wynosi ok. 66,5°.

Od strony półkuli południowej oś Ziemi „przebija” sferę niebieską w rejonie gwiazdozbioru zwanego Krzyżem Południa. W ten sposób bieguny Ziemi znajdują swoje odpowiedniki wśród gwiazd sfery niebieskiej, a oś wirowania Ziemi przedłużona do Gwiazdy Polarnej i Krzyża Południa nazywana jest w nawigacji osią świata.

Skoro więc bieguny Ziemi znalazły swoje odpowiedniki na sferze niebieskiej, można na tę sferę przenieść także południki i równoleżniki ziemskie. I tak jak na Ziemi każdy punkt ma swoją długość i szerokość geograficzną, tak na niebie każda gwiazda czy inne ciało niebieskie ma też swoją „długość” i „szerokość”, ale już nie geograficzną, bo geo znaczy Ziemia. Na sferze niebieskiej współrzędne te nazywamy rektascensją i deklinacją.

Nas najbardziej interesuje równik niebieski. Ponieważ oś Ziemi (świata) jest nachylona do ekliptyki (już nie dodaję w nawiasie podłogi) pod kątem 66,5°, to płaszczyzna równika tworzy z ekliptyką kąt 90°-66,5° to jest 23,5°. Słońce widziane z Ziemi, „wędrując” pozornie w ciągu roku przez kolejne gwiazdozbiory Zodiaku (zob. rys. 2), przechodzi w marcu i wrześniu przez punkty przecięcia ekliptyki z równikiem niebieskim. Są to tak zwane punkty równonocy wiosennej i jesiennej, a ten pierwszy nazywany jest też punktem Barana i oznaczony symbolem Symbol punktu barana. Ponieważ biegun niebieski (obecnie w sąsiedztwie Gwiazdy Polarnej), zatacza w wyniku precesji koło o promieniu 23,5° w okresie ok. 26 000 lat, „pociąga” też do obrotu równik niebieski. Biorąc pod uwagę, że ekliptyka nie wykazuje znaczących zmian swojego położenia na niebie, punkt Barana wędruje po ekliptyce, zataczając pełny obrót również w 26 000 lat. W ten sposób, pamiętając że na ekliptyce jest 12 gwiazdozbiorów Zodiaku, punkt Barana średnio co 2167 lat przechodzi z jednego gwiazdozbioru do następnego. I właśnie ostatnio punkt równonocy wiosennej opuścił gwiazdozbiór Ryb i zawitał do Wodnika, rozpoczynając nową erę, której – mam nadzieję – nie będziemy już zaliczać do kręgu zjawisk tajemnych.

Wracając do spraw poruszonych na wstępie, chciałbym zapewnić, że celem przedstawionego wywodu nie jest ani krytyka, ani podważanie astrologicznych interpretacji zjawisk astronomicznych. Chodzi tylko o to, aby zainteresowani tymi interpretacjami mogli głębiej wniknąć w rozumowanie astrologów – nieraz mocno skomplikowane – i w rezultacie wyrobić sobie indywidualny pogląd na te sprawy. Mam nadzieję, że omawiane zjawiska, chociaż przedstawione w sposób uproszczony (podkreślam to!), mogą uzmysłowić czytającemu genezę Ery Wodnika.

Andrzej Marek Żółtowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *