San Diego i okolice

Panorama San Diego
Panorama San Diego
Muzeum morskie w San Diego
Muzeum morskie w San Diego
Muzealny lotniskowiec USS Midway w San Diego
Muzealny lotniskowiec USS Midway w San Diego

Po kilkunastu zaledwie godzinach pobytu w Los Angeles późnym popołudniem wyruszyliśmy do odległego ok. 200 km San Diego, które wraz z Los Angeles tworzy drugi co do wielkości obszar metropolitalny w USA, liczący 16,5 mln mieszkańców. Po drodze zatrzymaliśmy się w Garden Grove, w której staraniem pastora Roberta Schullera, kosztem 20 mln dolarów została wzniesiona w 1980 r. Kryształowa Katedra – Crystal Cathedral.

Wszystko odbyło się w iście amerykańskim stylu. Budowę swej wspólnoty kościelnej dwudziestosześcioletni wówczas pastor rozpoczął w 1955 r. z kilkuset dolarami w kieszeni od wynajęcia w Orange kina samochodowego drive-in theater, w którym na dachu baru przekąskowego wraz z żoną Arvellą, jako organista odprawił swoje pierwsze nabożeństwo.

Uczestniczyło w nim około stu osób siedząc w pięćdziesięciu samochodach. Dzięki ofiarom wiernych, które wynoszą od 30 do 1200 dolarów rocznie w zależności od kategorii przynależności klubowej, działalności wydawniczej oraz ewangelizacji telewizyjnej w tzw. niedzielnych audycjach „Hour of Power”, czyli godzinie mocy, działalność pastora oraz jego następcy syna przynosi 50 000 000 dolarów dochodu rocznie.

Olbrzymia katedra zbudowana jest z 10 000 tafli szkła hartowanego, barwionego srebrem, połączonych koronkowymi ramami z białej stali, zaś stojąca obok dzwonnica z blach nierdzewnych wysoce polerowanych. Troje drzwi o wysokości 27 metrów każde, zapewniają dopływ porannego światła słonecznego, ciepła i lekkiej bryzy, co pogłębia miły nastrój nabożeństwa. Jest to w tym wyznaniu bardzo ważne, bo w miłym nastroju i w otoczeniu pięknej przyrody łatwiej poznaje się i zbliża do Boga. Wewnątrz świątyni, na złotej linie, unosi się trzymetrowej wysokości anioł.

Niestety, wspaniałości wnętrza nie mogliśmy podziwiać, ponieważ zapadł zmrok i kościół był już zamknięty. Musieliśmy zadowolić się jedynie podziwianiem zewnętrznej architektury katedry i znajdującego się w pobliżu „Domu Pielgrzyma”, a przede wszystkim podświetlonych wspaniałych wodotrysków i okazałych rzeźb plenerowych przedstawiających sceny biblijne.

San Diego, czyli z polska święty Jakub, to najstarsze osiedle hiszpańskie w Kalifornii założone w 1602 r., anektowane następnie przez USA w roku 1846. Obecnie na powierzchni 963,6 km2 zamieszkuje je ok. 1,3 miliona mieszkańców. Stanowi wielki ośrodek przemysłu lotniczego, rakietowego i elektronicznego, a także stoczniowego.

Znajdują się tu wielkie zakłady odsalania wody morskiej oraz wiele instalacji wojskowych. San Diego jest portem macierzystym największej w świecie flotylli wojennej m.in. trzech superlotniskowców i kilku atomowych łodzi podwodnych.

Zwiedzanie miasta rozpoczynamy od Muzeum Morskiego, szczycącego się takimi atrakcjami, jak lotniskowiec USS Midway, który brał udział w II wojnie światowej i ze względu na swój ogrom sam właściwie jest muzeum. W pobliżu lotniskowca znajdują się nagrobki członków załogi poległych podczas wojny.

Eksponaty oglądamy tylko z lądu. Czas nagli.

Wracamy do centrum miasta. Nie ma tu starych rynków, placów centralnych i ratuszy, które takie centra wyznaczają. Podczas objazdu miasta podziwiamy olbrzymie drapacze chmur, także mieszkalne, w których ceny kupna mieszkania zaczynają się, od miliona dolarów. Na krótki wolny czas zatrzymujemy się przy poczcie, aby wykorzystać okazję i zaopatrzyć się w znaczki pocztowe do Polski, bo, podobnie jak u nas, kupna widokówki łącznie ze znaczkiem nie uświadczysz. Trzeba też kupić kartę telefoniczną, choć umiejętność samodzielnego „wykręcenia” numeru za jej pośrednictwem, bez pomocy pilota, graniczy właściwie z cudem.

Z postoju w mieście udaliśmy się na plażę nad Pacyfikiem. To był mój pierwszy kontakt z tym oceanem. Jest piękna pogoda, ale plażowiczów niewielu. To jednak już październik. Idziemy brzegiem Pacyfiku, fale oblewają piasek, który mieni się jak brokat. Wśród ziarenek piasku połyskują w słońcu jakieś tajemnicze, złote okruchy. Aż dziw, że nikt ich nie zbiera. Widać, czas kalifornijskiej gorączki złota już przeminął.

Nieczułe na nią są także przelatujące i kołyszące się na falach mewy, które są tutaj innego koloru. Jest błogo, chciałoby się zanurzyć w oceanie, ale na kąpiel nie ma czasu, bo już odjeżdżamy na wyspę Coronado, która od 1969 r. jest połączona z lądem stałym, umożliwiającym przepływ statków pełnomorskich, widowiskowym mostem zatokowym. Z wyspy, poprzez zatokę, roztacza się wspaniała panorama wysokościowej zabudowy miasta oraz lotniskowca USS Midway. Jeszcze kilka zdjęć i już pędzimy sześciopasmową (w jedną stronę) autostradą do Meksyku, a właściwie do przygranicznej miejscowości – Tijuana. Granicę przekraczamy piechotą, samochody pozostają w USA.

Uderza duża ilość aptek, dosłownie jedna przy drugiej, nastawionych głównie na klientów amerykańskich, którzy zażywają ogromne ilości leków. Tutaj są one dla nich bardzo tanie. Na turystę czyhają także liczni sprzedawcy uliczni srebrnej biżuterii.

Krótki spacer po głównej ulicy – Revolucion, a następnie wspólny obiad w nastrojowej restauracji – El Torito Pub (Byczek), przy wtórze orkiestry meksykańskiej. Wspaniały nastrój spotęgowany mocą tequili – wódki z agawy, podobnej mocą do „pejsachówki”, poderwał naszych biesiadników do tańca mimo upału i obiadowej pory.

Po obiedzie trochę wolnego czasu na zwiedzanie i zakup pamiątek, jak choćby gustownych lecz uciążliwych w podróży sombrero i szybki powrót do San Diego, aby zdążyć jeszcze zwiedzić kolonialną starówkę – El Pueblo. Niestety już zmierzchało, tu w październiku o 18 jest ciemno. Mimo mroku, oświetlone sklepy i ogródki restauracyjne mają urok, zwłaszcza, jeśli z nich płyną meksykańskie melodie. Usiedliśmy więc w ogródku i ulegliśmy całkowicie magii miejsca, zapominając zupełnie, że od kraju dzieli nas zaledwie… 10 tysięcy kilometrów.

I tak minął dzień pełen wrażeń.

Jutro, wczesnym rankiem wyjazd do Arizony, krainy owianej legendami westernów o „Dzikim Zachodzie”.

Zbigniew z Warszawy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *