Dzieciństwo ma swoje blaski, ale też i cienie.
Zaczęło się pewnego dnia, gdy wracała do domu po lekcjach. Stanął na jej drodze, nie znała go i nigdy przedtem nie widziała. Był krępy, wyższy od niej o całą głowę.
Wyglądał na czternaście lat i chyba tyle miał. Zaatakował bez słowa, złapał za warkocz i szarpnął – zabolało. Wyrwała się, w jego ręku pozostała kokarda. Uciekła, a za sobą usłyszała szyderczy śmiech. Zapamiętała go sobie. Ilekroć go spotykała, uciekała w panice. Jednakże nie zawsze się to udawało. Gdy dopadł swoją ofiarę, był coraz bardziej agresywny i brutalny, bił na odlew pięściami, a zdarzały się też kopniaki.
To były potworne dni, trwały już dosyć długo. Była zrozpaczona i bezradna, żyła w ciągłym strachu. Doszło do tego, że pojawiał się nawet w koszmarach sennych. Nie szukała pomocy, ale postanowiła działać sama. Pozbyła się warkoczy i mimo protestu matki, która nie mogła zrozumieć takiej decyzji, ścięła włosy.
Zmieniała trasy powrotów do domu, jednak bez skutku. Nadal była zwierzyną. Chłopak był uparty. Bicie małej, drobnej dziewczynki sprawiało mu wielką przyjemność, a jej ucieczki rozzuchwalały go.
Ale w życiu zdarzają się różne sytuacje i przekonała się o tym, że nigdy nie należy tracić nadziei i poddawać się, trzeba walczyć, nawet gdyby się wydawało to zupełnie niemożliwe.
Wyszła ze sklepu z czereśniami, które sprzedawczyni zapakowała w gazetę zwiniętą w tak zwaną tutką (taki okupacyjny róg obfitości). Przeraziła się zobaczywszy swojego prześladowcę. Szybko przeszła na drugą stronę ulicy z nadzieją, że może jej nie zobaczy. Droga wysypana była grubym żwirem.
Nagle poczuła silne uderzenie w plecy, straciła równowagę, upadła i przejechała kolanami oraz łokciami po żwirze, wokół rozsypały się czereśnie. Nagle trafiła dłonią na kamień. Chłopiec stał z odchyloną w tył głową, zaśmiewał się. Nie spodziewał się ataku.
Kamieniem uderzyła go z całej siły w otwarte usta, później powtórzyła cios i jeszcze, i jeszcze, i jeszcze raz. Ktoś złapał ją za rękę. Oprzytomniała, odwróciła się i, nie patrząc na chłopca, odeszła. Za sobą usłyszała tylko głośny szloch swego prześladowcy.
Gdy weszła do domu, na jej widok matka krzyknęła: „Boże! Ale ty jesteś niezdara, oczywiście przewróciłaś się?” Później wyjmując z ran dziecka żwir, który głęboko wbił się pod skórę kolan i łokci, z trudem wstrzymywała łzy.
Po jakimś czasie z obandażowanymi kolanami i rękoma dziewczynka siedziała naprzeciwko ojca, który jakby nic się nie stało zaproponował jej partię szachów.
W powietrzu unosił się jeszcze ostry zapach jodyny, gdy ktoś energicznie zapukał do drzwi.
Wszedł mężczyzna, za nim chłopiec. Mężczyzna był bardzo zdenerwowany, podniesionym głosem zażądał: „Proszę natychmiast zawołać swoją córkę, która pobiła mego syna!”.
Chłopak wyglądał fatalnie, rozcięte spuchnięte usta, rozwalony nos, rozcięty policzek, koszula ochlapana krwią.
„To chyba jakaś pomyłka! Mam tylko jedno dziecko, jakim cudem ono mogłoby pobić pańskiego syna, takiego dużego chłopca? To jest moja jedyna córka!”
Ojciec chłopca z niedowierzaniem patrzył na małą 10-letnią drobną dziewczynkę.
„To ona tak cię urządziła?” Zwrócił się z pytaniem do syna.
„Tak, to właśnie ona!” Brzmiała płaczliwa odpowiedź.
„A ty, co nam powiesz córko?”
Dziewczynka opowiedziała o całym zdarzeniu i o wszystkich innych przypadkach agresji, o krzywdach, jakich doznawała przez dłuższy czas od starszego, silniejszego od niej chłopca.
Wszyscy w zdumieniu słuchali tej relacji. Gdy skończyła swoją historię, przybysz powiedział cicho: „Co za wstyd” – podniósł rękę i uderzył chłopca, ale spotkał się z protestem gospodarza: „Nie trzeba, syn już dostał wystarczająco za swoje przewinienia, dostał dotkliwą naukę i będzie długo pamiętał”.
Gdy zamknęły się drzwi za przybyszami, zaległa cisza. Rodzice patrzyli na swoje dziecko, jak gdyby dopiero je poznali. Trudno im było zrozumieć, że nigdy nie opowiadała o swoich kłopotach, nie skarżyła się na swego prześladowcę.
No cóż, ona chodzi swoimi drogami, jak ten kot z opowiadania Kiplinga, stwierdził ojciec.
Dziewczynka nie doznała już żadnej krzywdy od chłopca. Unikał spotkania z nią, już nie był takim „odważnym bohaterem”.