Urodził się 18 czerwca 1900 r. w rodzinnych Jarogniewicach jako czwarte z pięciorga dzieci Adama Żółtowskiego, doktora filozofii, działaczaspołecznego i polityka, właściciela dóbr Jarogniewice, Kadzew, Jaktorowo w Wielkopolsce i Marii Kwileckiej z Oporowa, córki Mieczysława, współzałożyciela Banku Kwilecki-Potocki.
Z rodzeństwa był najstarszy Stanisław ur. 1892, do 1939 r. gospodarował w Kadzewie, żyje do dziś we Wrocławiu, druga była Janina – Nina ur. 1895, była żoną Ludwika Hieronima Morstina współwłaściciela Pawłowie w Małopolsce, poety i pisarza, zm. w Warszawie w 1963, trzecia była Cecylia ur. 1898 r. niezamężna, zmarła w Warszawie w 1970 r. najmłodsza Gabryela – Ela ur. w 1902 r. wstąpiła do Szarych Urszulanek, pracowała w domach tego zgromadzenia we Francji i umarła w Grenoble w 1980 r.
Sytuacja w domu w czasach dzieciństwa Marcelego była szczególnie trudna; na nastroje głębokim cieniem kładło się zagrożenie wywłaszczeniami i antypolska polityka Hakatystów, co spowodowało wysłanie dzieci do szkół poza granice. Marceli, gdy miał osiem lat, ze względu na zdrowie, również został umieszczony w jezuickiej szkole w St. Andreas-Kolleg Charlottenlund w Kopenhadze, gdzie przebywał do 1914 r. Pobyt ten bardzo go usamodzielnił oraz wyrobił w nim wysokie poczucie odpowiedzialności i godności jako młodego Polaka; rozwinął też zamiłowanie do sportów (wkrótce został komendantem drużyny piłki nożnej).
W 1914 r. został przeniesiony do gimnazjum w Paczkowie, gdzie dyrektorem był Polak i dopuszczalne było mówienie po polsku. Gdy ukończył 15 lat, ze względu na zagrożenie poborem, wyjechał do szkoły pod Genewą w Szwajcarii „Chataigneraie”. Przed powrotem do kraju kupił w Davos rentgen płuc chorego na gruźlicę, by uniknąć wcielenia do armii pruskiej. Jakiś czas przebywał w Jarogniewicach wdrażając się w sprawy prowadzenia majątku; zgodnie z życzeniem ojca, nie poszedł do Powstania Wielkopolskiego, lecz do wojska w Kongresówce. W dniu 19 marca 1919 r. został wcielony do Wojska Polskiego jako ochotnik. Od maja do października przebywał w Podoficerskiej Szkole Jazdy w Starej Wsi, następnie został odkomenderowany do Szkoły Podchorążych w Warszawie, którą ukończył w marcu 1920 r. Mianowany podchorążym objął 1 maja 1920 r. dowództwo plutonu w 3 szwadronie 16. Pułku Ułanów i został wysłany na front. Brał udział w ataku na armię Budionnego. W okolicach Brodów przy wycofywaniu plutonu ze wsi Jazłowczyk, 3 sierpnia 1920 r. idąc na końcu i ostrzeliwując się został ranny w nogę. We wniosku na Krzyż Virtuti Militari jest powiedziane, że „… odwagą i męstwem dawał dobry przykład…,” mimo rany „… nie wypuścił kierownictwa z rąk i cierpiąc ból nadal prowadził pluton”. Otrzymał Krzyż Virtuti Militari V klasy i następującą opinię: „Oficer b. dobry, obowiązkowy, bardzo sumienny i pracowity. Zainteresowany służbą. Dobry jeździec. Jako bardzo młodemu oficerowi brakuje mu rutyny, ale ma wszelkie dane być bardzo dobrym oficerem w przyszłości”.
Strzał w nogę był od przodu w kostkę z kulomiotu, jedna z kul została wyjęta dopiero w czasie leczenia w Jarogniewicach.
Maturę Marceli zdał w Poznaniu w czerwcu 1922 r. po odbyciu przyspieszonych kursów dla oficerów. Następne dwa lata nauki to Wyższe Kursy Ziemiańskie Turnaua we Lwowie. Miał już za sobą praktyki rolnicze, na których był przed wstąpieniem do wojska u Bernarda Sypniewskiego w Skoraszewicach i u Tadeusza Morawskiego w Żernikach. Po studiach praktykował w cukrownictwie i w bankowości.
W ten sposób przygotowany do samodzielności zamieszkał w domu po swych dziadkach Stefanostwie Żółtowskich w Głuchowie, (2 km od Jarogniewic), gdzie właścicielem był brat Adama, Henryk Żółtowski, stary kawaler. On też adoptował Marcelego i scedował na niego gospodarowanie.
Jedną z cech charakteryzujących Marcelego było zamiłowanie do sportów, był świetnym kawalerzystą, zbierał laury na wojskowych konkursach hippicznych w mundurze białych ułanów. Szczególnie lubił sport samochodowy, stryj Henryk zafundował mu wyprawę do Afryki, później wiele podróżował po Europie, najchętniej za kierownicą; lubił polowanie, grał w tenisa.
W dniu 17 października 1929 r. ożenił się z młodszą od siebie o dwa lata Różą Turno, córką Stanisława z Objezierza i Barbary Mańkowskiej, daleką swą kuzynką. Ślub odbył się w Poznaniu w kościele św. Wojciecha, wesele w domu Turnów (ul. Chopina, obecnie konsulat Amerykański). Stanisław Turnoprzyjął Marcelego za zięcia z entuzjazmem i przez dziesięcioletni okres trwania małżeństwa porozumienie i współpraca w sprawach rodzinnych i majątkowych pomiędzy teściem i Marcelim była idealna.
Wiemy z korespondencji, z jakim oddaniem rodzice budowali wzajemną więź, by stworzyć dom promieniujący przyjaźnią i odpowiedzialnością za wielu przyjaciół i krewnych. Oboje odznaczali się wyrobionym poczuciem społecznym. Róża była psychologiem z wykształcenia, pracowała przed ślubem w ochronkach i opiece nad najuboższymi w Warszawie. Należała do Akcji Katolickiej, organizowała w Głuchowie kursy gotowania i szycia dla dziewcząt, opiekowała się kuchnią św. Wincentego a Paulo w Czempiniu. Marceli działałw Wielkopolskim Towarzystwie Kółek Rolniczych, był przewodniczącym Kościańskiego Kóła Powiatowego Wielkopolskiego Związku Ziemian, należał do Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem. Pomagał w gospodarowaniu teściowi i bratu, tuż przed śmiercią ojca, był też odpowiedzialny za Jarogniewice, musiał spłacać siostry. W trudnych latach kryzysu starał się dbać o pracowników, zapewniał im opiekę lekarską, utrzymując w Głuchowie ambulatorium ze stałą pielęgniarką.
Życie w Głuchowie było wypełnione pracą, jak wspomina siostra Cecylia, gości proszono na kolację, a nie na podwieczorek, jak w innych domach,by nie skracać dnia roboczego.
W rodzinie stworzonej przez Marcelego i Różę Żółtowskich urodziło się czworo dzieci: w 1930 r. Maria, historyk sztuki (wyszła za mąż za Stanisława Glińskiego) mieszka w Szczecinie; w 1931 r. Piotr, obecnie dr hab. (PAN, chemia fizyczna) (ożeniony z Anną Bocheńską), bezdzietny, mieszka w Warszawie; w 1935 r. urodziła się Joanna, od urodzenia nieuleczalnie chora, zmarła 4 października 1939 r. w czasie podróży powrotnej z „potyczki” wrześniowej na Wschód, pochowana na cmentarzu w Głuchowie; w 1940 r, już na wygnaniu w Warszawie przyszła na świat Teresa, nie znała Ojca, jest psychologiem (wyszła za mąż za Macieja Jakubowskiego) mieszka w Warszawie.
Marceli Żółtowski w lutym 1931 r. odbył ćwiczenia w 17 pułku ułanów w Lesznie i w tymże pułku został 2 stycznia 1932 r. mianowany porucznikiem rezerwy kawalerii. Dnia 24 sierpnia 1939 r. został powołany do pułku w Lesznie. Zgodnie z rozkazem 26 sierpnia stawił się swoim samochodem w Kraśniku Lubelskim, gdzie powstała Poznańska Zapasowa Brygada Kawalerii. Stąd 1 września pisał do żony, którą wraz z dziećmi wywiózł na wschód do domu stryja Józefa Żółtowskiego do Kocka: „Co się miało stać, stało się, wojna się zaczęła. Trzeba z ufnością oczekiwać, jak los nam Bóg przeznacza […] możesz powiedzieć Piotrusiowi, że dali mi szwadron gospodarczy […] i kazali mi organizować kasyno i mam z tym urwanie głowy…” Długa wędrówka oddziałów skończyła się rozbrojeniem przez Armię Czerwoną w nocy z 30 września na 1 października w lasach nad Sanem koło Niska: konie zostały zdane 4 października we wsi Lubycza Szlachecka. Oficerów zawieziono ciężarówkami do Lwowa, a następnie pociągiem do Wołoczysk za Zbruczem. Wydaje się, że z obozu przejściowego w Szepietówce do Kozielska został przewieziony na początku listopada. Stamtąd przyszedł w listopadzie list do teścia do Poznania, a w lutym 1940 kartka przez Czerwony Krzyż do żony do Warszawy. W Kozielsku znał Marcelego prof. Stanisław Świaniewicz, który w 1962 r. napisał z Londynu do Róży : „…spotkałem się z nim w listopadzie 1939 r. w obozie w Kozielsku, spytałem go, czy nie jest krewnym prof. Adama Żółtowskiego – i tak zawiązała się nasza znajomość. Przez cały czas pobytu w Kozielsku był w dobrej formie fizycznej i psychicznej, zachowując nawet pewną elegancję ułańską”.
„W marcu 1940 r. gdy rozeszła się pogłoska, że wkrótce nastąpi likwidacja obozu kozielskiego oraz że jeńcy mają być odesłani do kraju, namawiał kolegów, aby ostro protestowali przeciwko tego rodzaju rozwiązaniu naszej sprawy. Uważał, że odesłanie do kraju równałoby się odesłaniu do obozów niemieckich, gdzie bylibyśmy unieruchomieni do końca wojny. Natomiast dopóki byliśmy w Rosji, mogliśmy mieć nadzieję, że wytworzy się taka sytuacja polityczna, w której władze sowieckie zezwoliłyby nam wyjechać do zachodnichkrajów sojuszniczych. Pragnął gorąco wziąć jeszcze udział w walkach…” Tymczasem w transporcie był Władysław Żółtowski kuzyn, 10 lat młodszy, natomiast Marceli jest wymieniony na tzw. liście Chochłowa (telefonicznie podany spis Polaków przeznaczonych na śmierć w Katyniu) z dnia 14 kwietnia znak 032/1 w transporcie X, który wyruszył z Kozielska 16 kwietnia. Egzekucja odbyła się w Lesie Katyńskim 17 kwietnia po południu. Zwłoki zostały oznaczone nr AM 1142. Na płycie pamiątkowej w kościele parafialnym w Głuchowie podana jest data śmierci 30 kwietnia, gdyż w 1974 r., kiedy żona napis zamawiała, znana była tylko nieścisła informacja prof. Świaniewicza, który prawdopodobnie słyszał, że w jego transporcie jest Żółtowski, ale nie wiedział który.
Zginął również w Katyniu trzeci Żółtowski Stefan z Wargowa ur. 1902 r. oznaczony przy egzekucji nr AM 130.
Żona Marcelego, w poważnym stanie, wraz z dwojgiem dzieci, wysiedlona z Głuchowa 7 grudnia 1939 r. okupację przebyła w Warszawie; uniknęła udziału w Powstaniu Warszawskim, ponieważ spędzała wakacje 1944 r. u szwagrostwa Marcelego – Morstinów, w Pławowicach pod Krakowem. Stamtąd w kwietniu wróciła do Głuchowa, by po dwóch miesiącach zostać znowu wyrzucona zgodnie z ustawąo reformie rolnej, tym razem poza obręb powiatu. Od września 1945 r. organizowała, nie bez przeszkód, życie dla siebie i dzieci w Poznaniu. Utrzymywała się głównie dzięki znajomości języków, z lekcji i tłumaczeń,co zresztą bardzo lubiła. Ostatnie lata spędziła u córki Teresy. Zmarła w Warszawie 27 lutego 1984 r.
Maria z Żółtowskich ze Szczecina