Zwykłe dni, (nie)zwykłe wydarzenia

Jest niedziela 9 lutego 2014 roku. Piękną ciepła i słoneczna pogoda. Właśnie wróciłam z kościoła, zrobiłam dwukilometrowy spacer w jedną i drugą stronę z Raciborowa do Sanktuarium w Głogowcu. Kazio pojechał jak co roku na międzynarodową wystawę gołębi i ptactwa ozdobnego do Poznania. Miałam też jechać na tę wystawę, ale zabrakło dla mnie miejsca, gdyż panowie postanowili pojechać jednym samochodem. No cóż, oni są hodowcami, ja tylko obserwatorką. W ubiegłym roku byłam na takich Targach i miałam możliwość obejrzenia wielu gatunków gołębi, różniących się długością rzęs, dzióbka, kolorem oczu, piór czy barwą. Moje największe zainteresowanie wzbudziły czerwone, zielone i pomarańczowe gołębie. Zachwycałam się również rożnymi gatunkami ptaków ozdobnych, ich intensywnością barw i kolorów.

Ja z Kaziem byliśmy zaproszeni do przedszkola na uroczystość związaną z Dniem Babci i Dziadka u wnuka Pawła w Łodzi. Paweł skończył 4,5 roku. Po przybyciu do przedszkola zostaliśmy przywitani przez panie przedszkolanki i dzieci, usiedliśmy przy stolikach na małych dziecięcych krzesełeczkach. Odbyła się najważniejsza część uroczystości – występy artystyczne wykonane przez dzieci, składające się z piosenek, wierszyków i tańców. Gdy Paweł wystąpił z pięknym wierszykiem o miłości do babci i dziadka , byliśmy bardzo dumni. Mówił głośno, wyraźnie i z piękną dykcją. Podziękowaliśmy dzieciom rzęsistymi oklaskami. Następnie wnukowie wręczyli każdej parze „dziadków” własnoręcznie wykonane czerwone serduszka z masy solnej. Potem nastąpił słodki poczęstunek przygotowany przez rodziców i panie przedszkolanki. Z ust przedszkolanki usłyszeliśmy jak mądrym, inteligentnym i dobrze wychowanym dzieckiem jest nasz Paweł. Miło nam było to słyszeć. Drogę z przedszkola do domu przemierzyliśmy spacerkiem, opowiadając sobie różne śmieszne historyjki. W domu czekała na nas córka Agnieszka i wnuczka „piękna księżniczka” , siostra Pawła, Małgorzata, która w grudniu skończyła roczek. Małgosia przywitała nas uroczym uśmiechem i chęcią do zabawy. Mimo, że była śpiąca, zawzięcie bawiła się z Pawłem i z nami w obronę zamku przed najazdem nieprzyjaciół. Taktyka zabawy była przemienna w ataki wrogów i obrońców.

Uświadomiłam sobie, jak wielkim szczęściem jest z posiadanie wnuków, przecież 7 lutego miałam jechać na wycieczkę do Warszawy, do Centrum Nauki „Kopernik”. Zrezygnowałam, gdy tylko dostałam zaproszenie od wnuka. Wyjazd do Warszawy mogę zrealizować w innym terminie. Mam jeszcze w pamięci czas, jak takim małym dzieckiem była nasza córka Agnieszka i jak bardzo cieszyliśmy się z każdego jej, nawet małego, sukcesu.

A teraz kilka słów o Tadeuszu Żółtowskim, bioterapeucie, zajmującym się medycyną naturalną. Tadeusz według niektórych ludzi mógł sprawiać wrażenie megalomana. Może nawet trochę nim był, ale przy bliższym poznaniu, okazywał się ciepłym, wrażliwym i potrafiącym nieść pomoc człowiekiem. Poznaliśmy się kilka lat temu na jednym ze Zjazdów.

Jego pasją był ogród, który stworzył na działce wokół swojego domu. Okalały go wysokie liściaste i iglaste drzewa, w środku rozłożysta jabłoń. Przy oczku wodnym wysokie rododendrony, magnolie i różne gatunki krzewów. Tadzio kochał kwiaty, które pięknie wkomponowane zdobiły ogród. Kwiaty wiszące w donicach nad długim wejściem na taras, na bryczce, która dodawała uroku działce. Wielobarwność kwitnących róż witała przybyłych gości przy wjeździe. Drzewa, krzewy, kwiaty i ciekawe rośliny stanowiły swoisty mikroklimat. Siedząc na tarasie, można było wypoczywać.

Ostatnią pasją Tadeusza było kolekcjonowanie i naprawa starych zegarów, tak jakby przewidział rychłe swoje odejście. Często przyjeżdżał w soboty do Kutna na tak zwany pchli targ i często udawało mu się zdobyć ciekawy okaz. Po zakupach zajeżdżał do nas. Wtedy robiłam śniadanie na tarasie i ucinaliśmy sobie miłe pogawędki.

Jego hobby to wędkowanie, więc nieraz łowili z Kaziem ryby. Do dzisiaj czuję smak tych ryb. On sam potrafił przygotować różne z nich przysmaki i często wekował do słoików. Uwielbiał także robić nalewki z owoców i lubił nimi obdarowywać swoich przyjaciół. Oj! dużo tych nalewek otrzymaliśmy od Tadzia. Jedna smaczniejsza od drugiej. Najlepsza moim zdaniem była z pigwy, ale to moja subiektywna ocena.

Pasjonowały go motocykle, zwłaszcza Yamahy. Należał do klubu, który zrzeszał miłośników jazdy na motorze. Mam w pamięci obraz Tadeusza, gdy w skórzanym ubiorze zajeżdża pięknym motocyklem BMW na nasze podwórko, aż moja mama była pełna zachwytu. Interesował się astrologią i numerologią. Wejście do jego gabinetu w Łodzi przy ulicy 6 Sierpnia miało niepowtarzalny wygląd. Dominowały kwiaty, kadzidełka, rzeźby i posągi podarowane przez pacjentów z podróży krajowych i zagranicznych. Dziękuję Ci, Tadziu, za ulgę mojego kręgosłupa. Kazio, także ma po Tobie pamiątkę , rasowego gołąbka, nad którego losem ulitowałeś się, znajdując go zagubionego w parku botanicznym.

Tadeusza pożegnaliśmy 29 listopada 2013 roku na cmentarzu w Łodzi. Wacław Krzysztof z Łodzi w imieniu naszego Związku wygłosił wzruszającą mowę i złożył wieniec. Licznie przybyłym przyjaciołom, rodzinie i pacjentom podziękowali Kazio z Wacławem. Tadeusz, zapewne zza chmurki, z tym swoim uroczym uśmiechem z niedowierzaniem spoglądał na swój grób tonący w kwiatach, a zwłaszcza na czerwone róże, które tak bardzo kochał. Dalsze o nim wspomnienia snuliśmy w kawiarence z Grażynką z Berlina i jej córką. Tadeusza zapamiętamy jako przystojnego, gościnnego, zawsze uśmiechniętego, dowcipnego, tryskającego humorem, sypiącego jak z rękawa kawałami i dowcipami kuzyna.

Elżbieta z Kutna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *